gniewie, poczuciu winy po stracie bliskiej osoby. Reżyser, aby pokazać nam jak trudno poradzić sobie i przepracować tak ogromną traumę, jaką jest niespodziewana śmierć, zastosował motyw a'la Dzień Świstaka, tylko w znacznie mocniejszym wydaniu. I powtarza ją tak długo, aż osiągnie swój cel. Moim zdaniem nieco za długo, bo zamiast wzmacniać przekaz, skutkuje to paradoksalnie jego osłabieniem i niebezpiecznie zaczyna balansować na granicy farsy, komedii. Przy kolejnych powtórzeniach sala wybuchała śmiechem. Chyba nie o taki efekt chodziło.
Znana od Dnia Świstaka pętla czasu jest tu metaforą pułapki umysłu naznaczonego cierpieniem po stracie dziecka. Prawdziwy horror rozgrywa się w głowach bohaterów, prześladowanych przez postacie z pozytywki ich córki. Stanowi to czytelną alegorię żałoby jako mętliku zapętlajacych się myśli, prowadzących wprost do obłędu. Zaginanie czasoprzestrzeni musi mieć swoje granice.