Czuję, że ktoś się tu napalił na Złotą Malinę, chodź nie wiem czy to nie jest zbyt duże w wyróżnienie... O ile książka nie była wybitnym tworem literackim, tak film robi jej nie lada krzywdę. Widząc tą drastyczną różnice i mając na uwadze iż P.Lipińska była odpowiedzialna za scenariusz nasuwają mi się jedno:
Czy Pani "L" zapomniała fabułe własnej książki? Nie twierdzę, że trzymając się pierwowzoru powstałby hit filmowy, ale napewno nie sięgnęłoby to dna filmografii...