Nikt już nie będzie jej mówił jak się robi filmy, coś doradzał i czegoś się czepiał - vide red. Walkiewicz. Wie swoje, czyli niewiele, wciąż nie umie robić filmów i konsekwentnie ten brak umiejętności przez lata realizuje. Zarobi krocie jak pani Blanka, która nie wie jak pisać, a jednak to robi, i wypaca z siebie kolejne dzieła marnując papier i krzywiąc gusta czytelnika. Teraz wespół z Basią filmowego widza. To już trylogia z podtytułem "oczu kąpiel". A jednak... Kasa się zgadza, pobyt w plenerach zapewne miły i w gratisie, duże pole rażenia na platformie też sprawia, że żadnym filmoznawcom kłaniać się nie musi. Przy okazji, z palmą pierwszeństwa, pani Basia aspiruje do zapisania się w historii rodzimej kinematografii jako nasz własny Ed Wood. A to też cenne... Co tam "Klątwa doliny węży". Takich warsztatowych braków, nieznajomości realiów kinowych i nawet cienia sensu opowiadanej historii, nie pokazał publicznie dotąd nikt. Aż szkoda że nie kręcą dla siebie - do szuflady, jak nieudani literaci. Na podium obok Zenka i Smoleńska jest dopełnienie krajowej czołówki. Eksportowe niestety. Niezachwiana pewność siebie polega na tym, że Barbara Białowąs robi "filmy", które powstać nie powinny, choćby też psując wizerunek uczelni, którą Basia skończyła. Przy tym szkodliwe społecznie, mizoginistyczne by reszty wad nawet nie wskazywać. Do tego w czasach kryzysu jest to perfidne, by nie powiedzieć "sasinowate", by tak bez opamiętania marnować pieniądze. Byłoby na ogrzanie i słodzenie herbaty dla małego miasteczka. Włączając ten film warto też pamiętać, że i prąd powinniśmy oszczędzać.