Film pierwszy raz oglądałem w noc halloween na HBO, roku '99. Zapamiętałem go dlatego ponieważ wydał mi się przerażający. Po 4 latach postanowiłem sprawdzić czy dalej powinienem tak o nim sądzić. Otóż nie do końca. Kolobos momentami wywołuje poważny dreszczyk emocji i jest w stanie poszarpać psychikę widza, ale nie jest przerażający do tego stopnia, żeby nie można było po nim spać. Oglądając go towarzyszyło mi nieprzyjemne, ale to bardzo nieprzyjemne uczucie niepokoju, a kiedy film się skończył zapomniałem o wszystkim. Klimat jest tu bardzo wyraźny i charakterystyczny, napięcie nie opada ani na chwilę. Jest to produkcja niezależna i niskobudżetowa, ale jednak prezentuje się na dobrym poziomie. Jest dużo brutalnych scen, gdzie twórcy nie żałowali nam krwi. Muzyka znakomicie podkręca całą psychodeliczną atmosferę, a do tego jeszcze miejce akcji. Dom pełen mroku i zabójczych pułapek, przepełniony okrutną ciszą. Bardzo podobała mi się fabuła, która żywcem jest wzięta z "Big Brothera". A że oglądałem przez jakiś czas tego typu szmirę, tak więc miło było spojrzeć na coś takiego krwawym okiem. Przypominało mi to trochę połączenie "House" z "Blair Witch Project". Odtwócy głównych ról też mi się podobali. Każdy z nich był inny i znakomicie odstawiał swój teatrzyk. Kolobos uważam za bardzo dobrą produkcję, i mimo iż nie jest tak popularny, polecam go każdemu miłośnikowi horrorów.