Ale po kolei
Najpierw pozytywne strony:
+ Dobrze że ktoś się podjął, dobrze że ktoś wyłożył niemałą kasę, dobrze, że od razu zrobiono "dwuksiąg"
+ Ryzyko było duże iż skończy się "Syndromem Wiedźmina", ale większa kasa, lepsze Efekty Specjalne, lepsze aktorstwo i lepszy scenariusz. Na szczęście... :-)
+ Doskonały wybór jeśli chodzi o Christophera Lee (głos Pana Śmierć), Jeremy Irons'a (Patrycjusz) i Briana Cox'a (Narrator). Przyzwoicie również Tim Curry jako (Trymon).
+ Efekty specjalne na przyzwoitym poziomie (zwłaszcza bagaż). Co prawda A'tuin i widoki "z daleka" na świat dysk trochę trącą animacją rodem z przerywników z gier komputerowych, ale można to przełknąć. W końcu to produkt brytyjski (europejski) więc nie ma co wybrzydzać i porównywać do hamerykańskich (choć ciężko nie przykładać miary "Pierścienia")
Co z kolei MI sie nie podobało:
- Wrażenie ogólne. Film zrobiony w zasadzie tylko dla fanów Pratchetta. Odnoszę wrażenie, że każdy Nie-Pratchetolog będzie się strasznie nudził, nie zrozumie wielu scen, zdań, postaw. A część fabuły wyda mu się głupia. Zapewne to wina rygorów czasowych jakim poddany jest film, ale uważam że ta część książki, która odpowiada za klimat powieści została gdzieś po drodze utracona.
- Strasznie spłaszczona fabuła (nie usprawiedliwia tego fakt, iż wszystko dzieje się w świecie dysku ;-))))) ) Ekipa podeszła do tej adaptacji z jednej strony bardzo nadobnie i wielką estymą do Pratchetta (ścisłe trzymanie się treści książki z niewielkimi wycięciami i modyfikacjami), a z drugiej strony wykazała mentalność zwykłych rzemieślników: "Scena z gadającym mieczem? - Jest! Sztuk: Jedna" "Scena z palącą się gospodą? - Jest! Sztuk: Jedna" Takie zwykłe "odfajkowywanie" kolejnych scen, byleby tylko mieć daną scenę zaliczoną i można przejść do następnej.
- Bibliotekarz - porażka! Co to ma być??? I to skrzeczące "Uuk"!!! Że o stronie wizualnej nie wspomnę
- Rincewind - O ile wygląd jeszcze "ujdzie w tłoku", o tyle granie jedną miną, wypowiadanie wszystkich kwestii jedną barwą głosu całkowicie psuje jego literacki wizerunek (a dokładniej moje wyobrażenie o nim)
- Cohen - nie wystarczy zatrudnić starego człowieka który (jeszcze) może (między innymi seplenić) i dolepić mu brodę. Trzeba jeszcze być wiarygodnym na ekranie. Czy ktoś z Was (tak z ręką na sercu) tak go sobie wyobrażał (podobnie jak bibliotekarza)????
- Bethan - kompletnie bezpłciowa kobieta. Wszystko co zapamiętałem to to że miała blond loczki.
- Wiem że budżet okrojony ale wszystkie sceny pt.: "Lud Ankh-Morpork stojący pod Uniwersytetem" zrobione po kosztach i na żałośnie niskim poziomie.
- Podobnie klimat targowiska w Ankh-Morpork taki sobie. Pięć straganów na krzyż rodem z XVIII-XIX-wiecznego Londynu to trochę mało. A gdzie ta rozległość metropolii, ciasnota, krętość uliczek, mnogość ras, kultur? Znowu cięcia w budżecie.
Podsumowanie:
Dałbym 6/10 ale dołożyłem jeden punkcik, bom wielki fan Pratchett'a i mam do niego słabość, to raz. Dwa to dzięki temu dziełu przekonałem się po raz kolejny, że niektóre dzieła są tak genialne, że wręcz nie przekładalne (lub bardzo trudno), a każda próba nawet udana gubi po drodze wiele smaczków. Dlatego nic nie zastąpi czytania książek. No a po trzecie film udowodnił mi, że z moją wyobraźnią nie jest tak źle, bo wiele scen i postaci w tym filmie było gorzej przedstawionych, niż sobie je wyobrażałem w czasie czytania.
Pozdrawiam :)
mam podobne do Ciebie bonzo odczucia. Ja na przykłąd nie jestem wielkim fanem Pratchetta, to znaczy oczywiście doceniam geniusz i wyobraźnię autora, ale nie mogę powiedzieć że przeczytałem wiele jego ksiażek. Po prostu czas kiedy miałem go sporo na czytanie już chyba bezpowrotnie minał a z racji mojego wieku, niestety kiedy dużo czytałem o Pratchecie w naszym kraju jeszcze nikt nie słyszał.
Wstyd przyznać ale przeczytałem tylko "Kolor magii", a obecnie czytam "Straż, straż" i obiecuję sobie wziąć się za cały cykl jak najszybciej bo naprawdę warto.
Co do filmu to potwierdzam że ktoś kto w ogóle nie zna autora nie zrozumie filmu. Żeby go odebrać w sposób przynajmniej znośny, potrzebna jest wiedza osoby która książkę czytała, te wszystkie podteksty, to co myślą sobie bohaterowie... tego nie da się w filmie ukazać.
Doceniam odwagę filmowców że z takim trudnym tematem postanowili się zmierzyć i że nie było to zrobione na odwal się, chociaż na pewno można było zrobić lepszy film. Eh, gdyby tak dać tutaj budżet jaki dostaje przeciętna amerykańska produkcja...
Ja z kolei jestem oooogrrromną fanką pana Pratchetta (tzn. przeczytałam wszystkie książki poza tymi z serii "for children" i poza tym 2 czy 3...) i sposób zrobienia filmu od strony scenariuszowej nie przeszkadzał mi bardzo, ale myślę, że znudziłby i zniechęcił każdego widza, który dobrze nie zna książkowej wersji.
Nie wiem jaki był budżet tego filmu, ale- jeśli chodzi o efekty specjalne itd., nie spodziewałam się niczego więcej. No, może poza jednym. Bibliotekarz to była jakaś kpina... Nie dość, że wyglądał jak przedszkolak przebrany za małpkę w stroju własnej roboty, to jeszcze dźwięki, które wydawał... Nie, nie i jeszcze raz nie.
Między aktorami była wieelka przepaść, bo np. Tim Curry jako Trymon wypadł bardzo dobrze, tak samo Sean Astin jako Dwukwiat- był tak koszmarnie uroczy, że przez cały czas kiedy był na ekranie, ja się uśmiechałam;), a David Jason (Rincewind) nie trafił do mnie w najmniejszym stopniu. Cohen jeszcze ujdzie (mogło być znacznie gorzej, naprawdę), ale prawie wszyscy inni, np. Herrena czy Bethany nawet nie zagrały, tylko wypowiedziały swoje kwestie.
No cóż, twórcom i tak należy się wielki pokłon za podjęcie bardzo trudnego tematu, i chociaż mogło być znacznie lepiej, mogło też wypaść o wiele, wiele gorzej:).