Głęboki religijny przekaz. Idący wzdłuż kręgosłupa w dół. Już dawno czegoś tak wielkiego w kinie nie było. Kiedy już się wydawało, że kulturotwórcza rola Watykanu, w obliczu potęgi myśli oświeceniowej, legła w gruzach, objawia się nam Konklawe. Film, który daje nadzieję na nowe otwarcie w kościele katolickim (a tym samym nowe otwarcie dla świata). Poważnie. Bez jaj. Metafizycznie. W tym filmie (i pewnie w książce) jest recepta na reformę i przywrócenie wielkości Watykanu – moralnej, metafizycznej i kulturotwórczej – należy w obręb doktryny włączyć pierwiastek żeński. Znakomity pomysł! Do diabła ze św. Augustynem! Zróbmy z chrześcijaństwa taoizm i przywróćmy świat, który ma metafizyczną matrycę w postaci: jing i jang. Moje zaskoczenie na koniec filmu – gdy przyszło do rozwiązania kryminalnej zagadki – omal nie skończyło się wstrząsem mózgu (po upadku z fotela). Najgłębiej skrywaną fabularnie tajemnicą w tym filmie jest to, czy przyszły papież ma jaja czy jajniki. Poważnie. Teolodzy z tym zakończeniem filmu sobie nie poradzą. Głęboko nie polecam. Bełkot – i to filmowo podany na poważnie.
Jak już coś religijnego w tym sezonie, to raczej Kinds of Kindness.
Pytanie, jakie powstaje po przeczytaniu komentarza, sprawiające, że o mało nie spada się z fotela: czy masz jaja, czy jajniki? Głęboko nie polecam