Schemat pozostał ten sam:
w socrealizmie marksistowskim bohaterowie dzieła mogli być źli albo niejednoznaczni z jednym wyjątkiem - budowniczy i strażnik ustroju w postaci partyjnego dygnitarza lub krasnoarmiejca to zawsze musiał być ideał
w socrealizmie neomarksistowskim bohaterów również mamy złych lub niejednoznacznych poza jednym wyjątkiem - eLGieBeT to musi być chodzący kryształ.
No i to przezabawne przesłanie płynące z filmu (w domyśle od tęczowych komuszków do hierarchów Kościoła Katolickiego) - "jeśli chcecie uczynić Kościół lepszym musicie sprawić by przestał być ostoją konserwatyzmu".
W wolnym tłumaczeniu - jeśli chcecie żeby Kościół upadł musicie sprawić by przestał być ostoją konserwatyzmu.
Bo to się właśnie marzy tęczowym komuszkom - upadek Kościoła Katolickiego.