Od lat nie było porządnego filmu fantasy. Na przykład taki Władca pierścieni, miał klimat, nie było jakiś głupich onelinerów, nie chcieli być zabawni, nie chcieli być poprawni politycznie (może dzisiaj hobbici byliby reprezenatami czterech kolorów skóry). Po prostu zrobili porządny film, który ponadto niósł jakieś wartości. To czym jest najnowsze wydanie Króla Artura to papka dla mózgu.