Właśnie wróciłem z kina i przez dubbing ten film dostanie ode mnie 5-6/10. Zazu, Rafiki, Timon, Pumba, Shenzi (oraz jej ekipa) i Skaza przez nowy dubbing stracili według mnie to, co w oryginale uczyniło ich zapadającymi w pamięć postaciami. Zazu (Piotr Polk) stracił swój zabawnie poważny ton na rzecz pierdołowatej safanduły; Rafiki (Jerzy Stuhr) to Osioł ze Shreka, kompletnie niepotrafiący oddać tej afrykańskiej, szamańskiej mowy - dobrze, że się rzadko odzywał; Timon (Maciej Stuhr) brzmiał, jakby próbował być cool, podczas gdy Timon Tyńca po prostu był cool, no i nie wspomnę o całkowicie skopanym Hakuna Matata; Pumba (Michał Piela) był całkiem niezły, ale brakuje mu tego czegoś, co miał Emilian Kamiński; Shenzi (Natalia Sikora) była blisko oryginałowi, tak jak Pumba, ale bez chrypki Miriam Aleksandrowicz, wyszła co najwyżej poprawnie, podczas gdy jej ekipa była nijaka; wreszcie Skaza (ojciec Mateusz, to znaczy Artur Żmijewski), który co prawda brzmiał jak podstępny, zdradziecki brat króla, taki naprawdę prawdziwie zły, a nie jak przerysowany czarny charakter, ale mimo wszystko wolę dostojny i teatralny głos Marka Barbasiewicza, bo miał przynajmniej charakter.
Dobór aktorów dla pozostałych postaci (m.in. Nala i Sarabi) mi nie przeszkadzał, bo nie były dla mnie aż tak istotne, tak samo zresztą jak w oryginale. Poza dubbingiem, największym problemem był dla mnie brak choćby minimalnej mimiki u bohaterów, przez którą takie emocje jak smutek, strach, złość oraz szczęście nie były uwypuklone na tyle, aby mogły wywrzeć na mnie wrażenie. Ot, widzisz Simbę z niemal obojętną miną, podczas gdy opłakuje śmierć swojego ojca.