Kiedy Hollywood woli wałkować tematykę rasizmu i lgbt, a do filmów historycznych podchodzić w sposób infantylny, Netflix bez wielkiego nadęcia posyła nam perełkę na miarę Braveheart. Obejrzałem z zapartym tchem. Po prostu nie spodziewałem się tu kina z takim rozmachem. Sceny batalistyczne i muzyka wywołują gęsią skórkę. Podobała mi się również surowość i oszczędność ekspresji w kreacjach aktorskich. Postaci są ukazane jako ludzie, a nie superbohaterowie. Pewnie gdyby film został zrealizowany dla kin, rolę króla dostałby jakiś nakoksowany piękniś i przez całą historię postępowałby szlachetniej niż Dalajlama. Polecam.
Hmm i serio mówisz o tym Netfliksie który ma w repretuarze Sex Education, Orange is New Black i masę innych pozycji w których roi się od "rasizmu i lgbt"? Nakoksowany piękniś to Timothe Chalamet który trochę takim pięknisiem jest i który w swoim najbardziej znanym filmie zagrał geja. Więc chłopcze drogi, wtf?