[tekst zawiera spoilery]
Wśród pięknej scenografii, świetnych zdjęć (nocne oblężenie zamku wygląda prześlicznie!) i znanych aktorskich twarzy, trudno mi jednak było pozbyć się wrażenia, iż "Król" nie ma nic ciekawego do powiedzenia.
Początek (do momentu objęcia władzy przez Hala) jest napisany siermiężną ręką, a w przemianę głównego bohatera ciężko uwierzyć - młodziak wiodący życie pełne zabaw i alkoholowych hulanek nagle przywdziewa zbroję, przejmuję kontrolę na polu bitwy, okazuje się świetnym wojownikiem i zdobywa posłuch wśród rycerzy, którzy jeszcze niedawno słyszeli od swojego władcy, że Hal nie zostanie królem i na króla się nie nadaje.
Potem już akcja płynie wartko i film mija bezboleśnie. Ciężko jednak pozbyć się wrażenia, że Michod sam nie wie, co chce nam przekazać, a netflixowy "Król" jest tworem koniec końców zupełnie niepotrzebnym. O tym, że władza zmienia człowieka było już opowiedziane wiele razy i przy tym znacznie lepiej i ciekawiej. Mam też zresztą wątpliwość, czy władza zmieniła Hala. Jesteśmy co prawda świadkami sceny, w której nakazuje zamordować jeńców, jednak przez cały film Henryk jawi się jako człowiek bardzo zachowawczy, unikający niepotrzebnego rozlewu krwi, słuchający raczej swojego zaufanego przyjaciela, niż doradców. Może więc "Król" pokazuje, że nie można się uwolnić od swojego rodu/rodziny/więzów krwi, na co wskazywałby jeden z końcowych dialogów. Problem w tym, że Hal nie idzie na wojnę z uwagi na swoje powiązania rodzinne, czy naturalne predyspozycje, a w wyniku manipulacji i podstępu doradcy. Może więc chodzi o determinizm, nieuniknioność przeznaczenia? Tylko czemu wobec tego odwołania do Szekspira, skoro Szekspir był tym, który negował istnienie "fatum"?
Po 140 minutach filmu nie miałem wrażenia, abym odbył z bohaterem jakąkolwiek drogę, ani abym zobaczył jakiś wyjątkowo ciekawy etap z jego życia. Ot kolejna dworska intryga - sprawnie nakręcona, z dobrym tempem, ale w środku nie posiadająca nic specjalnie interesującego.
Nie ratuje też całości (ku mojemu zaskoczeniu) Chalamet. Wydaje się zagubiony w średniowiecznym anturażu, kopiuje swoją rolę z "Call me by your name" i przez większość czasu gra na jednej minie, przez co ciężko w jego postać uwierzyć.
Podsumowując - pomimo wielkich oczekiwań, "Król" to jednak rozczarowanie.
Całe szczęście, że ludzie nie kierują się opiniami krytyków filmowych, bo wielu naprawdę rewelacyjnych produkcji nigdy by nie zobaczyli...
To niestety prawda. Czasem dwóch różnych krytyków ocenia film zupełnie skrajnie i czytając dwie skrajne opinie należałoby oglądać tylko połowę filmu.
Szczerze mówiąc, to często te oceny są dosłownie takie same - wprost proporcjonalnie do marketingu jaki zbiera dana produkcja. Już dawno przestałem sprawdzać głosy krytyków... bo najczęściej są to głosy kupione.
Zgadzam się z wieloma wypowiedziami w tym wątku. Obejrzałam Króla niedawno zaraz po Henryku V z Branaghem. Po władcy, który nadchodzi jak nawałnica pośród piorunów i trzęsienie ziemi, jak Jowisz;-), anielsko niewinne lico Chalameta było ciekawym i zabawnym kontrapunktem. Pozostałam w rozbawieniu do końca filmu i oceniłam na dobry w swoim gatunku. Ale parę dni później czytałam coś z epoki i zdałam sobie sprawę że kompletnie nie pamiętam o czym Król opowiadał. Myślę, że to przez to, że film traktuje siebie całkiem poważnie, podczas gdy brak mu wiarygodności (także językowej, ucho chwilami więdnie). O ile nie jest to kino autorskie z własną, spójną wizją, to ciężko mi takie filmy traktować jak coś więcej niż rozrywkę do obejrzenia i zapomnienia. Trochę szkoda, że bierze się na warsztat barwne postaci historyczne, czy literackie i uwspółcześnia tak, że gubią swój charakter i nikną w tłumie im podobnych. Ciekawiej byłoby gdyby to była historia o dwóch nieznanych książętach z nieznanych krajów;). Mimo tego, że bardzo podobało mi się operowanie emocjami u Chalameta, to szybciej zapomnę tą postać niż delfina, który pojawił się w trzech scenach jak tsunami:-D.
Zgadzam się też co do gry Chalameta. Strasznie mnie wybijało z epoki to że Elio z XX w., Laurie z XIX w. i Henryk z XV w. mają ten sam sposób poruszania się, gestykulacji i artykulacji! Podoba mi się bardzo jak Chalamet ogrywa emocje, ale stworzenie postaci historycznej od zera nie do końca wyszło.
No właśnie zastanawiam się jak w pierwszych 15 minutach można przeoczyć spektakularną przemianę głównego bohatera i wchodzę tu aby czym prędzej nadrobić wątek, a tu się okazuje, ze nic z tego, niczego się nie dowiem, bo twórcy filmu nie uznali tego za istotne. Dzieki za Twoją opinię Peem, zaoszczędziłeś mi jakieś 1,5 godz. życia