Henryk V został sportretowany w tym filmie jako rasowy gangster, a bitwa pod Azincourt przedstawiona jako ustawka kiboli. Jedyna budząca sympatię postać to Falstaff. Film nie sili się na bycie w zgodzie z historią, o czym świadczy choćby ów Falstaff, będący postacią fikcyjną. A jeżeli już jesteśmy przy Falstafie i Henryku V, to zamiast średniaka Netflixa polecałbym "Falstaffa" z 1965 roku z Orsonem Wellesem i Johnem Gielgudem.