Wczoraj pokazaliśmy ową bardzo starą animację, przegraną z DisneyChannel, dwóm znajomym dziewczynkom. I oto pozytywne zaskoczenie. To nie jest aż taka ramota, jak się obawialiśmy. Współczesne dziewczynki nadal reagowały spontanicznym, niewymuszonym śmiechem - na wszystkie potknięcia i śmiesznostki będące udziałem krasnali tudzież leśnej zwierzyny.
PS I tylko żal - że wejdę jednak w rolę dorosłego zgreda - że Śnieżka ostatecznie dostaje się królewiczowi z bajki - postaci mdłej, bez cienia charakteru i indywidualizmu. Osobiście uważam, że to siedmiu małych leśnych facetów, wraz z ich przyziemnymi ułomnościami (jeden łysolek często przekręca słowa, drugi jest ciągle senny, trzeci bez przerwy obnosi się obrażoną miną, czwarty jest... niezbyt odważny - właściwie to żaden nie jest tam urodzonym bohaterem, piąty jest niemową za to nieustannie się przewraca albo zaczepia o coś swoimi zbyt obszernymi ciuchami, itd., itp.) zapewniłoby Śnieżce o wiele ciekawsze życiowe 'happily ever after'. A praca w kopalni diamentów pozwoliłaby utrzymać Śnieżkę… Chęęę, chęęę
PS #2 Scenka mycia rączek przed obiadkiem jest treściowo tożsama z nieśmiertelnym "Umyjcie rączki, dzieci!" z telenoweli Klan. A o ileż dowcipniej opowiedziana...