Dziwny pomysł, by biały aktor grał księcia Syjamu (brata króla bodajże). To tak, jakby Polacy nakręcili film, w którym w roli Chrobrego obsadziliby Jackie Chana.
Zresztą w filmie są i Arabowie i Portugalczycy i Japończycy, no i mamy tu też Murzyna (!) na królewskim dworze (musiał mieć z Afryki do Syjamu kawał drogi, ale widocznie jakoś dotarł). Jeden wielki misz-masz. I żeby to chociaż było dobre, ale nie...