Czy tylko ja w około 70 minucie filmu poczułam, jakby nagle ktoś zmienił mi płytę? o.O czy disney
naprawdę tak bardzo potrzebował tego "złego"? nagłe odkrycie fałszywych intencji księcia Hansa
pasuje tu jak pięść do nosa.
Zgoda, niemniej w innym przypadku byłby to chyba pierwszy film disneya bez jaskrawego podziału dobry - zły, czarne - białe, na co, do 70 minuty filmu chyba trochę po cichu liczyłam.
Ale za to jest co innego - zawsze była w Disneyu miłość od pierwszego wejrzenia. I była ona postrzegana za dobrą. Tu DIsney trochę zastanowił się nad osobą zwaną "obcą" :P
Tak, żart Disneya nad samym sobą niezmiernie przypadł mi do gustu :P zdania jednak nie zmienię, hans mi tu nie pasuje, liczyłam na coś nowego w schemacie.
Nowości:
- Morały:
1. Nie ufaj nieznajomym
2. Rodzina jest najważniejsza.
3. Nie chowaj problemów przez najbliższymi.
4. Miłość to nie to samo, co fascynacja
5. Prawdziwa miłość pierwszej i z początku udanej miłości nie równa.
To świeży powiew dla DIsneya.
"Rodzina jest najważniejsza."
Eee... Po pierwsze w ogóle nie zgadzam się z tym morałem.
Po drugie: Jesteś pewny że Disney ANI RAZU nie poruszył wcześniej tego banalnego, starego jak świat "pouczenia"?
Ani razu to nie. Ale to odskocznia od tych pierwszych miłości itp. A dlaczego uważasz, że to się nie zgadza?
No może faktycznie jakaś odskocznia to jest, ale naprawdę niewielka ;).
Nie napisałem że to się nie zgadza (choć po zastanowieniu tak uważam :P). To jest zależne od interpretacji. Napisałem że kompletnie się z tym morałem nie zgadzam. "Rodzina jest najważniejsza"?. To znaczy że jeżeli przyjdzie mi wybierać między rodziną, a całym miastem nieznanych mnie ludzi, mam wybrać rodzinę? Ten morał prowadzi do niczego innego, jak do samolubnego postrzegania wartości innych osób. Moim zdaniem przed rodziną powinna stać sprawiedliwość. Czy ma to znaczenie, że Hans był bratem dwunastki książąt z Nasturii? Oczywiście że nie, popełnił zbrodnie trzeba go ukarać (pomińmy to, że ci bracia zostali pokazani w nie najlepszym świetle).
A dlaczego uważam że nie pasuje do filmu? Dlatego że kiedy Anna wyruszała po siostrę, nie myślała tylko i wyłącznie o siostrze. Myślała o mieszkańcach i o tym jak im pomóc. To samo z Elsą. Gdy wyrzucała siostrę z zamku, bądź uciekała z lochów, nie myślała wyłącznie o swojej rodzinie. Myślała o tym, jakie nieszczęścia może sprowadzić na mieszkańców.
Rodzina jest ważna, temu nie zaprzeczę. Ale stwierdzenie że jest "najważniejsza", jest dla mnie furtką dla egoizmu i postrzegania świata jak sycylijska mafia.
Czemu? Czy stwierdzenie że życie brata nie jest bardziej wartościowe od życia jakiegoś nieznanego przechodnia jest złe?
Nie, po prostu te rzeczy nie są wdg mnie zgodne z filmem. Ja wczuwałem się w postaci i na ich miejscu nie odczuwałbym czegoś takiego.
Że czego? Chęci ratowania królestwa? Zarówno Anna, jak i Elsa niejednokrotnie zaznaczają ze zależy im na losie mieszkańców...
Ponownie: Nie mówię że rodzina NIE JEST ważna, bądź powinniśmy bardziej troszczyć się o nieznanych ludzi, niźli o krewnych. Po prostu nigdy nie zgodzę się z tym jednym słowem: NAJWAŻNIEJSZA.
Dobrze, nie spinaj się. Umiem czytać. Ja taki morał wyciągnąłem i również nie zmieniam zdania.
Gdzie ja się spinam? ^^ Po prostu nie za bardzo rozumiem co masz na myśli. Czego by bohaterki według ciebie nie czuły? Potrzeby uratowania swojego ludu?
Moim zdaniem morał owszem, dotyczy też rodziny. Że jest ona cholernie ważna, że nie powinniśmy jej nigdy opuszczać, że zawsze powinna się wspierać i o siebie dbać. Ale słowo "najważniejsza" zabiera za sobą tysiąc innych, niekoniecznie pozytywnych znaczeń.
"Ale słowo "najważniejsza" zabiera za sobą tysiąc innych, niekoniecznie pozytywnych znaczeń." - to zależy od punktu widzenia. Uratujesz siostrę niszcząc królestwo - dobra, spoko, dla ciebie to lepiej, jeśli rodzina jest dla cb najważniejsza. A to, z jakiej perspektyty widzą to inni - to już inna sprawa.
"Uratujesz siostrę niszcząc królestwo - dobra, spoko, dla ciebie to lepiej, jeśli rodzina jest dla cb najważniejsza."
Gdzie... Tu jest... Jakiekolwiek... Pozytywne znaczenie...?
I to mój punkt widzenia cię przeraża? :D
Nie mów mi tylko że którakolwiek z sióstr była według ciebie gotowa na taki czyn.
Czy może znowu coś źle zrozumiałem i chodziło ci o to że słowo "najważniejsza" może mieć różne znaczenia, zależnie od interpretacji? Według jednego znaczenie egoistyczne, według drugiego... Jakieś mniej?
Nie, nie o to mi chodzi. Słowo "najważniejsza" - to morał, który wyciągnąłem. Nie zagłębiałem się w to aż tak bardzo. Nie wiem, jak Elsa albo Anna zareagowałyby na taką sytuację. Mogę tylko sobie wyobrażać. Po dłuższym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że morał faktycznie może być źle skonstruowany. Ale nie powiem tego na 100%.
Cóż, a więc pozostaję w tym miejscu powiedzieć, że według mnie to słowo po prostu nie pasuje, a także, że według mnie żadna z sióstr nie popełniłaby takiego czynu :).
Rozumiem jednak, jeśli ostatecznie będziesz myślał co innego ;).
PS: Jeżeli używanie przeze mnie caps locka tak wpłynęło na twoją opinię o moim stanie emocjonalnym, to szczerze przepraszam :). Zdaję sobie sprawę że czasem z nim przesadzam...
Dla niektórych najważniejsza jest rodzina, dla innych kraj, dla innych honor, a dla innych Bóg. To już zależy od systemu wartości indywidualnych dla danego człowieka
Zgadzam się z tobą, że rodzina nie była jedynym powodem postępowań Elsy i Anny. Myślę, że Disney tym filmem chciał pokazać, że kontakty rodzinne są równie ważne jak romantyczne, co w filmach o księżniczkach nie jest zbyt częste. Wyobraźcie sobie przykładowo rozmowę między Elsą, a Ariel:
-Więc zakochałaś się w facecie którego dopiero co poznałaś?
-Tak.
-I żeby być z nim zrezygnowałaś z kontaktów z swoim ojcem i siostrami?
-Tak.
- http://ememe.pl/data/gfx/pictures/large/0/3/330_1.png
Tak, ale jeżeli stwierdzę że mój Bóg/kraj/honor/rodzina jest dla mnie ważniejszy niż wszyscy inni ludzie, to się może źle skończyć.
To właśnie mam na myśli. Chrońmy swoje wartości, lecz nigdy nie pozwólmy, by za bardzo wpływały na podejmowane przez nas decyzję (podkreślam: za bardzo). Jeżeli staną się dla nas ważniejsze, niż otaczający ludzie, staniemy się egoistami, bo myślimy o tym, co jest ważne dla nas, olewając innych.
Człowiek jest istotą kierowaną sercem a nie rozumem, nie oszukujmy się. Dlatego takie słowo jak: najważniejsze, jak najbardziej ma tu rację bytu, zwłaszcza w odniesieniu do rodziny, rodzina jest najważniejsza, jesteś jej częścią dosłownie i w przenośni, fizycznie i psychicznie i wybacz, ale w sytuacjach stresowych ludzie nie biorą głębokiego wdechu, żeby sobie na spokojnie przeanalizować całą sytuację. Szlag trafił całe królestwo, trudno, szlag trafił wszystkich poddanych, trudno, to tylko jednostki - najważniejsze że uratowałam siostrę. Królestwo się odbuduje, a siostrę mam tylko jedną. Tak myślą ludzie. Są rzeczy ważne i najważniejsze. Polecam grę Prince of Persia z 2002r. - świetny przykład jak dla tej najważniejszej osoby można poświęcić cały świat i pozwolić mu spłonąć.
Po pierwsze, nie generalizuj.
Są ludzie których rodzina guzik obchodzi, więc są i tacy, którzy mimo że kochają swoją rodzinę, są w stanie zrozumieć że nie jest ona ważniejsza od tysięcy innych ludzi. Są tacy, którzy potrafią w sytuacjach stresowych nabrać powietrza i dokonać najlepszego wyboru.
"Szlag trafił całe królestwo, trudno, szlag trafił wszystkich poddanych, trudno, to tylko jednostki - najważniejsze że uratowałam siostrę. Królestwo się odbuduje, a siostrę mam tylko jedną. Tak myślą ludzie. Są rzeczy ważne i najważniejsze."
O mój Boże... Równie dobrze mogłaś napisać że każdy człowiek kieruje się w życiu wyłącznie egoizmem, i że to na dodatek dobrze! Jaka jest różnica między "jednostką" a rodziną? Bardzo prosta. Rodzinę TY KOCHASZ. Jednostki nawet nie znasz. Tak więc jeżeli ta różnica wychodzi od ciebie, jest to po prostu czysty egoizm.
Amoralność tych słów tak bardzo przebiła moje oczy, że nawet nie chcę o tym rozmawiać. Nie wierzę że którakolwiek z sióstr faktycznie tak by powiedziała. Obydwie miały świadomość tego, że poza byciem siostrami, są też władczyniami. Widzimy to w filmie kilkakrotnie.
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy ludzie tak myślą. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla wielu rodzina jest znacznie ważniejsza, od obcych. To jednak jest jedna z tych smutnych prawd, tak jak społeczna znieczulica. Coś co jest, lecz nie powinno tego być.
Prince of Persja z 2002? To jakaś wersja 2D? Grałem we wszystkie odsłony od "Piasków Czasu" do gry z 2008.
Wybacz, mój błąd, chodziło mi o rok 2008. Nie uważam, że siostry postępowały egoistycznie, uznałam tylko, generalizując przy tym okrutnie, że ludzie są z natury egoistyczni. Ale to tylko moje dość pesymistyczne podejście do ludzkości.
No tak, grałem w tą grę i o ile doceniam oryginalność ostatniej decyzji, o tyle głównego bohatera po prostu nie lubię.
Tak, masz rację. Wielu ludzi zachowuję się egoistycznie pod tym względem. Po prostu wyniosłem błędnie z twojej wypowiedzi, że uważasz że nie ma w tym nic złego.
Obawiam się że nie powinnaś mówić o tym "film DIsney'a". Dlaczego? Owszem, jest to film (animowany) i jest także wyprodukowany przez Disney'a. Problem w tym, że jest to film kierowany do dzieci i własnie w pierwszej kolejności zawsze nim będzie.
W tym wypadku nieważne czy coś jest DreamWorks'a, czy Disney'a, czy Pixar'a, zawsze w pierwszej kolejności będzie filmem kierowanym do dzieci, a takie mają swoją konwencję, której nie tyle trudno zignorować, ile nie można zignorować.
Nie można tego zrozumieć źle, ta konwencja nie służy temu, by pokazać dziecku że świat jest prosty, składa się z dobra i zła. Dziecko i tak postrzega świat właśnie w ten sposób i i tak z wiekiem porzuci to spojrzenie, rozszerzając swoje poglądy. Tutaj chodzi o pokazanie błędnych życiowych i moralnych postaw. By przestrzec przed nim dzieci używa się właśnie tego pojęcia: dobra i zła. Błędne postawy, które niekoniecznie muszą być złe jeżeli dołączymy do nich komplikacje życiowe, pokazywane są w otoczce zła, dlatego, że nieważne jakie mają usprawiedliwienia, motywy i komplikacje, zawsze są błędne i nigdy nie należy ich przybierać. Dlatego na ekranie pokazują człowieka złego do szpiku kości, by prosto przekazać dziecku, że popełnia on błąd. Ten podział musi być jaskrawy, musi być jasny. Mówimy tu o dzieciach!
Dlatego apeluje: gdy mówimy o filmach animowanych, nie myślmy w pierwszym szeregu o NASZYCH priorytetach. Owszem, są to filmy które kochamy i świetnie się przy nich bawimy, lecz jednocześnie są to filmy, na których wychowują się przyszłe pokolenia, więc zamiast myśleć o własnych przeżyciach i zawodach, pomyślmy najpierw czy aby dzieci potrafią przyswoić lekcję, której my oczekujemy.
Jeżeli jednak chodzi o "nagłą" przemianę Hansa, spotkałem się z tym poglądem już wiele razy i mimo że kompletnie się z nim nie zgadzam, obawiam się że jest to kwestia odbioru i osobistych odczuć. Mnie Hans... Mocno, ale to mocno wkurzył. Od czasu Skazy nie czułem takiego gniewu, takiej nienawiści oglądając film animowany. Tak więc mnie to nie przeszkadza zupełnie :). Owszem, jest parę momentów, które moglibyśmy nazwać "dziurami fabularnymi", ale nie jestem pewny czy nie są one niewytłumaczalne.
Mimo wszystko, czuję także trochę poirytowanie, które udzieliło się tobie, choć z innej przyczyny. Nie obchodzi mnie to że zamienili Hansa w złego, mimo że było to zbędne. Nie, zupełnie mnie to nie przeszkadza. Raczej przeszkadzało mi to, że Anna... Nie dostała trudnego wyboru do podjęcia. Przyjęła oświadczyny człowieka, którego ledwie znała, wmawiając sobie że to prawdziwa miłość, lecz w trakcie podróży po siostrę zakochała się w innym. Myślałem sobie (patrząc na heroizm Hansa w Lodowym Pałacu), że Anna stanie przed cholernie trudnym wyborem... Z jednej strony czarujący książę, rycerski bohater, któremu zrobiła nadzieję na związek, lecz którego po prostu nie kochała. Z drugiej strony facet, którego po prostu pokochała. Musiała powiedzieć jakoś Hansowi, że go nie kocha, dać mu tą solidną lekcję. Z początku myślałem, że Disney uniknie tego trudnego wyboru, sprawiając że Hans zakocha się w Elsie. Tak po prostu. Obydwoje znaleźli sobie kogoś innego, w innym czasie. Później okazało się że Hans jest zły. Tym samym Disney uniknął tego motywu, którego unika co pierwsza komedia romantyczna, sprawiając że obecny chłopak/narzeczony głównej protagonistki albo okazuje się dupkiem, albo ją zdradza, albo umiera.
Ale ponownie: myślę tutaj o dzieciach. Jeżeli te komedie romantyczne (które z pozoru są dla dorosłych) a także multum innych filmów przygodowych nigdy nie odważyło się na taki ruch, dlaczego miałby robić to Disney? W filmie kierowanym do dzieci? Lekcja historii: To się STAŁO w filmie Pocahontas 2. Czy ktokolwiek był zadowolony?
Dzieci, Panowie i Panie! Szczenięta na pierwszym miejscu!
Aaa... Tak...
Użyłem zakazanego słowa, jako główny temat mojej wypowiedzi ("film kierowany do DZIECI").
Niniejszym skazuje się na śmierć, przez zlinczowanie w internecie.
Myślę, że target animacji Disneya nie ma większa znaczenia. Każda z nich jest swoistą parabolą i przez to właśnie cechuje się uproszczonym zarysem fabuły, postaci, z tego też względu właśnie korzysta z pewnych schematów. Jeśli spojrzeć na to z tej strony faktycznie wprowadzenie złego charakteru ma sens.
Ale przecież fabuła i postacie są uproszczone właśnie dlatego, że odbiorcami mają być głównie dzieci...
No nie wiem czy wszystko w Disneyu jest zrozumiałe dla dzieci. Czy przykładowo dzieci mogą w pełni zrozumieć przesłanie Króla Lwa? To, że nikt z nas nie jest bezużyteczny, że każdy posiada swoje miejsce w życiu. To, że gdy mamy obowiązki wobec rodziny, kraju, czy przyjaciół mamy je wypełnić, a nie żyć w swojej własnej "Hakunie Matacie", czyli życiu bez zmartwień, Czy zrozumie w pełni na czym polega Krąg Życia? Czy zrozumie nawiązania do komunizmu i nazizmu w metodach sprawowania władzy przez Skazę. Moim zdaniem tylko częściowo i to jest właśnie jeden z głównych powodów uwielbienia tego filmu. To że widzimy go w zupełnie innym świetle wraz z tym jak dorastamy. To samo jest w Dzwonniku z Notre Dame. Dziecko nie zrozumie powodów dla, których działa Frollo. Nie zrozumie walki, która dzieje się w wnętrzu sędziego między "prawem" i obrzydzeniem do Cyganów, a pożądaniem do Esmeraldy. Dla mnie w dzieciństwie Frollo nie miał startu do Skazy, Hadesa, Urszuli czy Diaboliny, Dopiero po tym jak zrozumiałam jego intencje stał się dla mnie najlepszym czarnym charakterem filmów animowanych, a "Z dna piekieł" ulubioną piosenką villiana.
Oczywiście, masz rację. Niektóre morały i pouczenia rozumiemy dopiero gdy jesteśmy dorośli. Jednakże postawy bohaterów na takich filmach pomagają dzieciom się odnaleźć, spostrzec co jest złe. Właśnie tutaj mamy ten jaskrawy podział, na złych i dobrych. Dziecko rozumie które zachowania są negatywne, gdyż reprezentuje je negatywny bohater. Nie muszą rozumieć przesłania, tutaj chodzi o naśladowanie idoli ;).
Zauważ, że ani razu nie napisałem że są to filmy "dla dzieci", jedynie "kierowane do dzieci" ;).
Jeżeli chodzi o "Dzwonnika z Notre Dame", to tutaj mówiłbym o pewnym wyjątku. Tak jak "Mustang z Dzikiej Doliny", czy "Książę Egiptu". To są już filmy mocno "spoważnione" i dzieci ich raczej nie zrozumieją. Żaden inny film animowany nie porusza w ten sposób kłopotu wiary, nietolerancji i wewnętrznych słabości.
Natomiast jeżeli chodzi o motywy Sędziego, to myślę że dzieci odbiorą to w prosty sposób: Ten zły pan zakochał się w tej dobrej pani. Ile to razy widzieliśmy taki wątek, w którym to zły człowiek porywa dobrą kobietę, by np. zmusić ją do ślubu? Jak byliśmy dziećmi, nazywaliśmy to miłością (może pustą, może kierowaną wyłącznie fizycznym wyglądem). Dopiero później rozumieliśmy co to jest "pożądanie". To jednak jest czysta teoria, gdyż ja kompletnie nie pamiętam momentu w którym widziałem "Dzwonnika z Notre Dame" jako dziecko. Wiem tylko, że go oglądałem :P.
No właśnie nie rozumiałam tego tak, że się w niej zakochał. Bo przecież logiką dziecka, gdyby ją kochał to nie chciałby jej zabić. Wiedziałam tylko, że chce zrobić jej coś złego, ale tak jest w każdej animacji, więc nie jest to nic wyjątkowego. Wiedziałam, że jest zły, ale nie rozumiałam jego intencji.
"Jednakże postawy bohaterów na takich filmach pomagają dzieciom się odnaleźć, spostrzec co jest złe. Właśnie tutaj mamy ten jaskrawy podział, na złych i dobrych. Dziecko rozumie które zachowania są negatywne, gdyż reprezentuje je negatywny bohater."
No nie wiem. Każdy wie, że kradzież jest zła. Ale mamy przecież Robin Hooda, Alladyna czy Julka, którzy byli złodziejami. Alladyn robił to bo nie miał wyboru, jednakże nie było pokazane by miał jakieś wielkie wyrzuty sumienia z tego powodu. Julek kradł ponieważ, chciał być kimś znanym i bądź co bądź lubił pieniądze, ale potem tego żałuje. Więc dlaczego nie można pokazać czarnego charakteru, który robi złe rzeczy, jednakże przykładowo w następnej części żałuje za swoje czyny i chce się poprawić? Dzieciaki zrozumiały by to, w końcu przecież wiele z ich oglądało Gwiezdne Wojny i zrozumiało, że na końcu Darth Vader z miłości do syna stał się dobry mimo, że wcześniej robił straszne rzeczy. Robin Hood kradł, ponieważ wierzył, że to w słusznej sprawie, Z punktu widzenia uczciwego, ale bogatego człowieka to on był tym złym. Więc dlaczego nie możemy pokazać osobę, która jest przeciwnikiem dla głównego bohatera, jednakże wierzy, że cel uświęca środki i robi te wszystkie złe rzeczy w słusznej sprawie. Jednakże potem główny bohater pokazuje mu, że może być inna droga. Dzieciaki będą widzieć, że to co robił było złe. A jeśli czegoś by nie zrozumiały to wtedy obowiązkiem rodzica jest wytłumaczyć mu to, ponieważ animacje nie mają wychowywać dzieci, ale mają być tylko pomocą. Dziecko nie jest wcale głupie i potrafi zrozumieć wiele spraw jeśli tylko dobrze mu się je wyjaśni.
"Więc dlaczego nie można pokazać czarnego charakteru, który robi złe rzeczy, jednakże przykładowo w następnej części żałuje za swoje czyny i chce się poprawić? "
Chej... Nigdzie nie napisałem że nie można... Wręcz przeciwnie, to by pokazało dziecku, że każdy zły może się kiedyś zmienić. Powtarzam tutaj nie chodzi o rozdzielenie świata na "dobre i złe", tylko na pokazanie błędnych postaw i zasad moralnych, które są ukazywane właśnie w skórze złych ludzi. By dla dziecka było to jasne.
"Więc dlaczego nie możemy pokazać osobę, która jest przeciwnikiem dla głównego bohatera, jednakże wierzy, że cel uświęca środki i robi te wszystkie złe rzeczy w słusznej sprawie. "
Wydaję mi się że tak myśli połowa czarnych charakterów Disney'a.
Powtarzam, mnie nie chodzi o szufladkowanie ludzi, a jedynie ich zachowań. Nigdzie nie napisałem, że nie dopuszczam odkupienia.
Powiem jednak szczerze, trudno mi skomentować twoje słowa o Alladynie, Julku i Robin Hoodzie. To jest chyba ta część filmu, którą można zrozumieć dopiero jako dorosły. Nie uważam bowiem że którykolwiek z tych bohaterów (nie licząc Julka) robił coś złego. To jak zrzucenie Skazy ze skały. Zabójstwo w obronie własnej. Wyższa konieczność.
Dobra, może wyrażę się dokładnie, bo chyba nie do końca dobrze wszystko przekazałem.
Nie mam na myśli, że w każdym filmie musi być wyraźna linia między dobrem a złem, żeby parzyła w oczy, bo dzieci to oglądają. Ja po prostu w pełni rozumiem takie zabiegi, bo wiem, do kogo są kierowane. Film chciał pokazać że dopiero poznani ludzie są obcy i nie wiadomo kim mogą się stać. Dosadnie to pokazał :). Nie twierdzę, że uczynienie Hansa złym było konieczne (kilka razy nawet zaznaczałem, że było zbędne). Twierdze że zupełnie rozumiem dlaczego tak się stało.
Zresztą sama zobacz: Frollo był znacznie bardziej skomplikowany i co z niego wyniosłaś, jako dziecko? Dlatego między innymi uważam, że "Dzwonnik z Notre Dame" nie koniecznie jest dla dzieci, a przynajmniej nie dla tych naprawdę młodych.
Przykład Dzwonnika z Notre Dam pokazuje, że może być film animowany, który jest skierowany nie tylko dla dzieci, ale i dla starszych odbiorców. Byłoby inaczej gdyby cały film skupiał się na postaci Frollo, jednakże jest to jeden z kilku wątków. Najważniejszym przesłaniem jest to, że ludzie uznawani za potwory (Quasimodo) lub podludzi (cyganie), mogą być lepsi niż ci uważani za przykłady do naśladowania. To że szata nie zdobi człowieka. Ze czasami trzeba zrezygnować z własnego szczęścia dla ludzi których kochamy - Quasimodo cieszy się z wspólnego szczęścia Phoebusa i Esmeraldy, mimo że jest w niej zakochany. A te przesłania zrozumiałam jako dziecko.
No i mnie tylko o to chodzi. Gdy widzimy wątek, który za bardzo razi w oczy swoją oczywistością, pamiętajmy że nie jest to film tylko i wyłącznie dla nas, a nawet że ten film nie był robiony z myślą o nas. Takim filmem jest właśnie "Frozen". Owszem, podczas produkcji twórcy zapewne wymyślali kilka wątków mówiąc sobie "coś dla starszego odbiorcy". Lecz był to tylko i wyłącznie dodatek do filmu, a nie główny cel.
"Dzwonnik z Notre Dam" jest, jak powiedziałem dojrzalszy. Tych "cośów dla starszego odbiorcy" jest znacznie więcej i przez to niektóre dzieci były skołowane. Czy to dobrze? Powiedziałbym że nie ma w tym nic złego, po prostu trzeba wiedzieć jaki film, w którym wieku dziecku pokazać :). Nie można ich wszystkich wrzucić do jednej szuflady.
Wszystko, o czym zaraz napiszę, zaczęło się od tego zdjęcia - http://img3.wikia.nocookie.net/__cb20130617233814/disney/images/2/25/13714902850 01-Anna-Hans-1306171333_4_3_rx513_c680x510.jpg
Wiedziałam, że Anna będzie na początku z Hansem, a potem pozna Kristoffa. Chciałam jednak, żeby zostali przyjaciółmi, a kiedy wszystko wróci do normy, ona wróci do Hansa. Brak miłości w czasie podróży byłby świeżym pomysłem, ale takie sytuacje też się już zdarzały ("Wpuszczony w kanał"). Miałam nadzieję, że miłość Hansa i Anny będzie prawdziwa. Zaczęłam nawet myśleć, że Kristoff będzie z Elsą, mimo że nikt praktycznie takiego scenariusza nie brał pod uwagę - najpopularniejszymi paringami były Kristanna i Helsa. Na dwóch najpopularniejszych plakatach (ten z głowami i ten ze Svenem) Hans i Anna stoją obok siebie (zobaczcie, w jaki sposób Hans patrzy się na Annę na tym pierwszym plakacie!), a Kristoff i Elsa obok siebie. W sumie pasowaliby do siebie (Lód to ich życie), ale jest, jak jest, czyli dobrze - pozytywnie zakręcona księżniczka zakochała się w sympatycznym samotniku, Elsa odnalazła spokój, a książę-niedoszły morderca poszedł siedzieć 8) Nie chciałam by Hans był zły, ale dzięki temu mamy bardzo realistyczny czarny charakter.
Znam film, w którym dziewczyna musiała wybrać między narzeczonym a nową miłością. Nazywa się "Sinbad: Legenda siedmiu mórz" ;)
Będę szczery. Ten związek NIE MIAŁ SZANSY BYTU, z prostego powodu: Niekonsekwencja morału.
Anna poznała Hansa, chciała za niego wyjść po kilku godzinach znajomości, natomiast Elsa wybiła jej to z głowy. Gdyby na końcu okazało się, że jednak to on był jej przeznaczony, nie byłoby morału.
Owszem, możesz powiedzieć że Anna postanowiłaby się nie spieszyć z ślubem, wpierw bliżej Hansa poznać itp. Ale to byłby wykręt. Większość ludzi, w tym, co najważniejsze, dzieci, dostrzegłaby to w prosty sposób: Elsa się myliła. Odradzała Annie małżeństwo z kimś, kto faktycznie był dobrym materiałem na męża, z którym faktycznie połączyłaby ją prawdziwa miłość.
Film musiał pokazać że ten związek nie mógł przetrwać. W ten czy inny sposób, musiał to zrobić, właśnie po to, by pokazać że był to błąd ze strony Anny. W ten sposób wszystko jest jasne (choć nieco zbyt wygodne), tak jak to w filmie kierowanym do dzieci być powinno.
Mnie przeszkadzało tylko i wyłącznie jedno: Film poszedł Annie na rękę, życie podjęło za nią decyzję, oszczędziło jej trudu, jaki by ją spotkał przy odrzuceniu Hansa, z powodu braku miłości do niego. Lecz potrafię to zrozumieć. Taki motyw może być zbyt trudny do zrozumienia dla najmłodszych. Szczenięta na pierwszym miejscu ;).
"Brak miłości w czasie podróży byłby świeżym pomysłem, ale takie sytuacje też się już zdarzały ("Wpuszczony w kanał")."
Eee... Czy ja wiem? Może nie pokazane jest wyraźnie że się kochają, ale wydaję mi się że coś między nimi się narodziło...
Jeżeli chodzi o parowanie przed seansem, to ja o tym filmie nie wiedziałem absolutnie nic. Specjalnie unikałem stron, takich jak ta, by mieć kompletnie świeże podejście. I wiesz co? Niemalże PRZEWIDZIAŁEM fabułę :P. Patrząc na plakaty, wiedziałem już że Anna i Kristoff będą razem, jednocześnie przewidywałem, że będzie coś między Hansem a Anną, lecz myślałem że ten umundurowany dżentelmen będzie raczej gdzieś w tyle, taka dodatkowa postać. Jedyną zagadką pozostawała dla mnie Elsa. Nie wiem czemu, lecz wydawała mi się taka wyrwana z całego tego towarzystwa... Może to przez strój, może przez to że myślałem że będzie raczej negatywną postacią. W każdym razie, nie parowałem jej z nikim. Podczas oglądania, dokładnie podczas sceny w lochu, wpadłem na pomysł że może ona będzie z Hansem (nie podobała mi się ta wizja... Zbyt cukierkowa. Każdy znalazł swoją połówkę? Poważnie?). Dzięki Bogu tutaj się pomyliłem :).
"Znam film, w którym dziewczyna musiała wybrać między narzeczonym a nową miłością. Nazywa się "Sinbad: Legenda siedmiu mórz" ;)"
Aaa, faktycznie. Niem można pamiętać o wszystkim ;). Problem jednak jest w tym, że Marina praktycznie nie podjęła decyzji. Zrobił to za nią żyjący święty: Proteusz :). Wszyscy jednak wiemy że tacy ludzie nie rodzą się legionami i w prawdziwym życiu zakochani mężczyźni są mniej wyrozumiali. I właśnie o czymś takim mówię. O złamaniu mężczyźnie serca z powodu, cóż, rzeczy od nas niezależnej. Bądź też, zakładając że Anna wcale nie była aż tak zakochana w Kristoffie (gdy była z Hansem w ogóle o nim nie myślała, dopiero gdy Olaf o nim wspomniał... Mam uwierzyć że go kochała?), podjąć trudny wybór, między dwoma mężczyznami do obu których czuje się pewne narastające uczucie. Mariana praktycznie nic nie powiedziała, Proteusz wyjął jej myśli i podjął decyzję za nią, tak jak film zrobił to za Annę.
Hmmm, rozumiem twój punkt widzenia i się z nim zgadzam. Ale gdyby nie było tej całej sytuacji z małżeństwem? Wiem, siostry by się nie pokłóciły, itd., ale kiedy pojawiły się pierwsze zdjęcia nie wiedziałam, że się zaręczą. Myślałam, że się zakochają, Anna wyruszy z Kristoffem, wszystko się skończy dobrze i wróci do Hansa. Co do obecnej wersji filmu - kiedyś się nawet tutaj kłóciłam z kimś, że Anna mogła kochać Hansa, ale myślę, że teraz nie obroniłabym tego argumentu - nie o 4:28 :)
Dawno nie oglądałam tego filmu o szczurach, ale pamiętam, że byłam mile zaskoczona tym rozwiązaniem i jeśli była tam jakakolwiek chemia, to nie zwróciłam na nią szczególnej uwagi :)
Gdyby nie było tej całej sytuacji z małżeństwem, nie byłoby połowy filmu. Nie tylko kłótni. Wiele scen trzeba by było napisać od nowa, wiele przerobić. Fabuła wymagałaby naprawdę diametralnej zmiany, niemal o 180 stopni. Przecież watek zbyt szybkiego małżeństwa, nie skutkował tylko i wyłącznie kłótnią :).
Victor Hugo twierdził, że jeżeli zmienisz, lub odnowisz chociaż jedną rzecz w swoim dziele, nie będzie to już żadne dzieło. Gdyż nieważne, czy było dobre, czy złe, zmieniając jedną rzecz niczego nie zmienisz, gdyż raz powstałe dzieło żyje już swoim życiem.
Nie do końca zgadzam się z tą teorią, ale tutaj pasuje moim zdaniem idealnie :).
Nigdy nie wróżyłem im dobrze. Nigdy nie widziałem ich razem, nigdy nie cieszyłem się gdy ze sobą rozmawiali. Tak więc mnie jest łatwiej to zaakceptować ;). Ich rozmowy wzbudzały we mnie tylko irytację, a słowa Elsy o małżeństwie sprawiły, że wciąż szukam swojej szczęki. Teraz dopiero zauważam klasyczny podtekst scen Anny i Hansa. Nikt mi nie powie, że nie ma podobieństw między nimi, a Filipem i Aurorą, bądź Kopciuszkiem i Księciem Uroczym. Ich tańce i rozmowy wyglądają naprawdę jak wyjęte z klasycznej opowieści o księciu i księżniczce. Tym lepiej, że ten związek był skazany na porażkę :).
Czy Anna kochała Hansa? W sensie, czy go kochała, czy że MOGŁA go kochać? W sensie jako dopuszczalny stan na przyszłość?
Nie mogę się do końca zgodzić (z obydwoma interpretacjami, z drugą dlatego że Hans był po prostu dupkiem). To jest raczej stan, który nazywa się zauroczenie. Ale muszę przyznać, że zastanawiałem się nad tym, czy pocałunek Anny i Hansa by zadziałał, np. gdyby on czuł to samo, co ona (jakieś zauroczenie, fascynacje. Dosłownie to samo co Anna, gdyby tak samo myślał, że to prawdziwa miłość).
"Przecież watek zbyt szybkiego małżeństwa, nie skutkował tylko i wyłącznie kłótnią :)"
Wiem, przecież napisałam "i tak dalej" :)
Nie piszę, że chciałabym poprawić film! Tak, jak jest, jest dobrze - gdyby nie było, film nie dostałby ode mnie 10-tki. Piszę o moich przekonaniach na kilka miesięcy przed premierą, o tym, że gdyby było tak, jak napisałam - Anna i Hans zakochują się (ale nie zaręczają!), Anna wyrusza z Kristoffem, są przyjaciółmi, Anna wraca do Hansa - to film pokazałby coś oryginalnego! Nie chodzi mi o miłość od pierwszego wejrzenia (to jest "tale as old as time" ;) ), tylko o niezakochanie się w towarzyszu podróży i pozostanie przy pierwszej miłości. Piszę to z perspektywy osoby, która widziała zdjęcia i nie zna fabuły :)
Lubię "Śnieżkę", lubię "Kopciuszka", trochę mniej lubię "Śpiącą Królewnę" i historie miłosne z tych filmów mi się podobają. Wierzę w szczęśliwe zakończenie i nie uważam te filmy za gorsze od nowszych dzieł, bo romans jest nierealistyczny i w prawdziwym życiu nie ma tak łatwo :)
Co do polskiej wersji nazwy "Prince Charming" - w "Shreku 2" przetłumaczono ją jako "Książe z bajki" :)
A to faktycznie muszę się zgodzić :). Gdyby Anna i Kristoff pozostali przyjaciółmi, byłoby to faktycznie oryginalne. Nie przeczę też, że ich romans wydał mi się lekko naciągany :P.
Wybacz, lecz jednak ciągle widzę to przez mgłę zbyt szybkiego małżeństwa :). Ciągle nie potrafię sobie wyobrazić by Anna i Hans HIPOTETYCZNIE mieliby być razem. Po prostu nigdy tak nie myślałem, zawsze patrzyłem na tego wyfraczonego picusia jak na postać poboczną. Dodatkowy facet do historii, gach.
Trudno mi powiedzieć, czy lubię "Śnieżkę" bądź "Kopciuszka". Dawno nie widziałem obu tych filmów ("Kopciuszka" to mam na DVD, lecz nie palę się do obejrzenia), lecz "Śnieżki" to chyba nie obejrzę nigdy (ze względu na animację. Mimo że wiem, jakie były wtedy czasy i że jest to prawdopodobnie szczyt dla ówczesnych animatorów, trudno mi na to patrzeć).
Natomiast bardzo spodobała mi się "Śpiąca Królewna". No dobra, może nie bardzo, ale rozmowy Stefana (mojej ulubionej postaci. Niech będą przeklęci scenarzyści "Czarownicy"!) i Huberta, przekomarzania Wróżek, diaboliczność Diaboliny, a także ostatnie sceny z heroicznym Filipem naprawdę trafiły w mój gust :). Oczywiście... Najbardziej nie podobała mi się naiwność tej historii... Wydaję mi się nawet że jest znacznie bardziej naiwna, niż w "Śnieżce" i "Kopciuszku".
PS: A wiesz, że Śnieżka ma 14 lat? XD
Nie ukrywam, że gdy zobaczyłam tamto zdjęcie, spodobała mi się ta para i bardzo chciałam, by byli razem, ale rozumiem, że ktoś pomyślał o nim inaczej :)
Animacja w "Królewnie Śnieżce" jest piękna! Wiadomo, to jeden z pierwszych pełnometrażowych filmów animowanych, ale nie ma chyba takich momentów, w których patrzy się na ekran z zażenowaniem. Wg wielu ludzi to animacja komputerowa starzeje się szybciej i ja się z tym zgadzam - oglądałam niedawno "Toy Story" i wygląd postaci ludzkich i psa pozostawia wiele do życzenia w dzisiejszych czasach.
Mnie w "Śnieżce" nie przeszkadza animacja, a polska wersja językowa. Pierwszy dubbing powstał przed wojną, drugi pięć lat temu. Teraz pewnie wielu osobom się narażę, ale... po odsłuchaniu kilku piosenek uważam, że ta druga wersja jest lepsza. Dlaczego? Ponieważ w końcu rozumiem, co mówi/śpiewa Śnieżka! Szanuję starszą wersję, ale jeśli miałabym obejrzeć "Śnieżkę" ponownie, to tylko z dubbingiem z 2009 roku.
Tak, wiem. Śnieżka jest najmłodszą Disney Princess ;)
Tak, muszę się zgodzić. Animacja komputerowa starzeje się znacznie szybciej.
Jednakże te nienaturalnie gładkie ruchy Śnieżki, a także je skóra blada jak ściana... Po prostu nie mogę...
Jeżeli chodzi o dubbing, to rozmawiasz z osobą której bardziej podoba się druga wersja polska "101 Dalmatyńczyków", więc wiem jak się czujesz ;).
Ale to nie mogłaby być Królewna Śnieżka, gdyby nie miała ust czerwonych jak krew, włosów czarnych jak heban i skóry białej jak śnieg :)
Tak, może. Nie piszę że to źle, po prostu trudno mi na top patrzeć... To nie jest raczej zależne ode mnie :).