Dla mnie ten film był po prostu kompletnie nijaki.
Być może tak miało być, bo ta nijakość najlepiej oddaje atmosferę zwykłego życia, które zwykle jest pasmem rozczarowań i małych klęsk, ale..no nie wiem, rzadko wychodzę z kina, a tutaj niestety, tak się stało.
Ja dotrwałam cudem do końca i mam identyczne zdanie. Nie wiedziałam, na co się piszę, a to kategoria, której najbardziej nie znoszę. Życie jak życie, każdy ma jakieś przyziemne problemy i nie kręci z tego powodu flaków z olejem i wiecznie zbolałą miną Gyllenhaala. Nijaki i o niczym. Co drugi sąsiad ma podobne albo ciekawsze problemy.