i skoczyłem raptem jak we śnie w daleką przeszłość, w tę dolinę wypełnioną skąpo pamięcią i zacząłem w myślach snuć swój drugi los, swoje inne życie, które by się stało, gdybym stąd nie musiał kiedyś nagle wyjechać w słoneczny, wiosenny dzień..
powieściowe magnum opus z mojego ulubionego okresu twórczości konwickiego - zapoczątkowanego Dziurą w Niebie, zakontynuowanego Zwierzoczłekoupiorem, domkniętego Czytadłem - okresu tak zwanych wypraw do podwileńskiej doliny wyobraźni, wizji świata sprzed zagłady; wypraw w tak zwany inny wymiar obcowania z ludźmi, bezpieczny i spokojny, z pamięcią określającą tożsamość i obowiązkowymi wątkami inicjacyjnymi. wszystko, co zdarzy się później, zda się tylko echem tych doświadczeń, bladym odbiciem świata sprzed inwazji myśli, gdzie las znaczył tylko - las, woda - wodę, niebo - niebo, a miłość - to stan święty, który znaczył tylko to, co w sobie zawierał.
o radości, rajska rozkoszy, przejmująca słodyczy olśniewającego błysku pierwszego zakochania.