Nigdy nie miałem kontaktu z growym pierwowzorem filmu. Do obrazu przywiodła mnie całkiem doborowa obsada jak na takie kino.
Powiedzmy sobie szczerze - gdy w tytule widzimy słowo 'mutant', a w zwiastunie całe hordy rzeczonych, to ambitnego kina się nie spodziewasz. "Kroniki Mutantów" to taka dziwna zabawa w rzeźnię. Dziwna, ponieważ nie dość że przestylizowana niczym "300" lub "Sin City", nie dość że niemal bezkrwawa (poza sceną wojenną), to jeszcze włączona w mistyczno-steampunkowe realia. Połączenie nietypowe i dość absurdalne/groteskowe, co może być odbierana i jako zaleta i jako wada.
Pierwsze sceny są mylące i sugerują obraz o żołnierzach, którzy będą strzelać do mutantów chcących ich zabić. Na właściwe tory zostaniemy sprowadzeni chwilę później, kiedy na zebraniu oficjeli pewien mnich powołując się na tajemnicze kroniki poprosi o zebranie grupy odpowiednich ludzi i wysłanie ich do źródła 'mutanciej zarazy' - maszyny z kosmosu (specyficzny odpowiednik wszelkiego zła).
Grupa odpowiednich osób okaże się typową zgrają ludzi lubujących się w zabijaniu ale na różne sposoby. Motyw ścierania się różnych osobowości nie został tu najlepiej wykorzystany i osobiście wątpię, aby któraś z tych postaci zapadła komuś głębiej w pamięć. Mnie zaabsorbowała głównie żeńska część załogi - charyzmatyczna Devon Aoki w roli pani z mieczami (powtórka z "Sin City" ale dobrze jej to wychodzi) oraz milcząca mniszka z ... mieczami, tyle że ubrana na pomarańczowo w wykonaniu Anne Walton. Nie twierdzę, że ich gra aktorska się wybijała - wszyscy dostali do zagrania tak jednoznaczne postaci, że nic się nie dało ugrać. One przynajmniej były kobietami.
Dodatkowo obraz rozczarowuje poprzez swoją niekonsekwencję. Pierwsza scena stylizowana na kino wojenne sugeruje nam, że mutanty są przeciwnikiem trudnym do pokonania, ale naszym bohaterom walka z nimi idzie znacznie łatwiej. Im bliżej celu, tym walka powinna się stawać trudniejsza, ale tak się jednak nie dzieje. Najgorsze jest jednak to, że do akcji wróci też postać, którą już wcześniej skreślimy. To wszystko owocuje tym, że finał ogląda się już właściwie bez żadnych emocji.
Miło się ogląda filmy wypełnione akcją, więc brak treści nikomu by nie przeszkadzał. Sęk w tym, aby ta akcja dostarczała jakichś emocji, a tych w tym filmie nie doświadczyłem. Gdy zagrożenie realnym się nie wydaje, pozostaje już tylko podziwianie wizji filmu i tylko dla niej mógłbym komuś polecić ten film. Nic specjalnego.
2/5
Wspominane filmy:
"300" http://300.filmweb.pl/
"Sin City" http://sin.city.filmweb.pl/