Scenarzyści, nie dośc że źle stworzyli postacie, wpadli w podstawowy błąd "Wiernego ogrodnika" - skupili się na akcji, a nie na dramacie ludzi.
Postac Jennifer Connely jest beznadziejnie nudna, postac Dijmona Honsou dziwnie niewiarygodna /chociaż aktor stara się jak może i całkiem nieźle mu to wychodzi/, a w przemianie Danny'ego Archera nie ma nic oryginalnego. Zwroty akcji były dla mnie przewidywalne.
Danny Archer jest nieśmiertelny przez większą częśc filmu - wszyscy wokół giną, a on, chociaż jest w samym centrum zamieszek, żyje - i do tego nic mu nie jest.
Giną całe rodziny, ale oczywiście rodzina Salomona W KOMPLECIE zostaje przy życiu.
Może i w swoim gatunku film jest niezły, ale spodziewałem się czegoś innego. Jak dla mnie miał tylko parę dobrych momentów - te, w których się wyciszał.
Poza tym Leonardo DiCaprio i Dijmon Honsou naprawdę dali z siebie bardzo dużo mimo zgrzytów w scenariuszu, zdjęcia były ładne i pod koniec rzeczywiście zrobiło mi się smutno.
Filmu jeszcze nie oceniam, może za drugim razem jednak coś w nim zobaczę.