Najpierw kilka strzałów, nieco dramatu, obcięta ręka i już wiadomo, jak się skończy. Potem pojawia się zupełnie nie przygotowana do roli Connely, która na tle DiCaprio wypada beznadziejnie. Za serce chwycić mogą tylko krzyki rozpaczy Hounsou i obrazy ludności Afryki, ale po dwóch godzinach i tak okazuje się, że Czarny Ląd wszystkich zabija, diamenty to tylko pożywka dla białych, a miłość ojca i syna przetrwa... wszystko to znamy. Duży plus za muzykę i niektóre ujęcia.