Człowiek przyzwyczajony do tempa i sposobu narracji filmów jaki ostatnio panuje w kinie mainstreamowym (głównie z USA i europejskich odpowiedników) na początku może się zrazić dłużyznami i nieco zniechęcić. Rzeczywiście, w kilkanaście, kilkadziesiąt minut od rozpoczęcia seansu na WFF częśc osób (mniejszość) opuszczała salę kinową.
Powoli rozwijająca się akcja, pozorny spokój i niewielka ekspresyjność bohaterów potrafi zwieść i uśpić. Łatwo przegapić dramat rozgrywający się na wielu płaszczyznach. Łatwo nie usłyszeć krzyku mężczyzny, który w całym filmie nawet raz nie podnosi głosu.
Jeśli chodzi o takie kino bez cienia zażenowania mogę powiedzieć o sobie, że jestem raczej dyletantem. Dlatego też daleki jestem od zdecydowanych sądów. Nie jest to film wybitny (na 10) ale z pewnością warty obejrzenia bo po nim głowa jest pełna pytań. I o to chodzi.
8/10