Film powstał na fali popularności „Psychozy” Alfreda Hitchcocka (dość powiedzieć, że 
nazywano tego typu obrazy „mini-Hitchcockami”), choć pierwszy scenariusz został 
napisany przed premierą „Psycho”. Co ciekawe, jedną z inspiracji Alfreda były właśnie 
niskobudżetowe produkcje Hammer Films. „Taste of Fear” używało również podobnej 
kampanii marketingowej, co "Psychoza", prezentując tylko wariację nt. jednego ujęcia 
informując, że więcej nie można zaprezentować, a sam obraz należy oglądać od samego 
początku. Fabularną inspiracją był „Les Diaboliques” Clouzota z 1955 roku. 
 
Scenarzystą obrazu jest Jimmy Sangster, który odpowiadał m.in. za „Klątwę 
Frankensteina” i „Draculę”. Chcąc przejść z horrorów do dreszczowców napisał 
scenariusz do „Taste of Fear” i, później, niejednego innego thrillera, udowadniając, że i 
w tej stylistyce czuje się bardzo dobrze. Reżyserem jest Seth Holt, nowicjusz w 
Hammerze, który za kamerą świetnie się spisuje, co udowodni jeszcze nie raz. 
 
Jest to zdecydowanie jeden z lepszych thrillerów, jakie pojawiły się w Hammerze. W 
momencie, gdy wydaje się, iż rozgryźliśmy całą fabułę, okazuje się, że przed nami 
znajduje się jeszcze niejeden zwrot akcji, ustanawiający ją na całkiem innych torach. 
Wielkim plusem są kreacje aktorskie i wykorzystanie obecności Christophera Lee do 
zabawy z oczekiwaniami widza. Nie brak też filmowi mrocznego nastroju, zapadających w 
pamięć scen (basen!) oraz umiejętności utrzymania w napięciu. Największymi wadami 
są pewna absurdalność scenariusza, który wprowadza zbyt wiele zamieszania, jeśli 
chodzi o logiczną spójność niektórych scen oraz fakt, że po obejrzeniu, obraz nie będzie 
już za kolejnymi razami tak samo trzymał w napięciu. Minusów nie ma jednak wiele, a 
plusów jest dość dużo, tak więc zdecydowanie warto obejrzeć.