Z niekłamaną brawurą twórcy tego genialnego obrazu odczarowują zaklęte rewiry kobiecych autopieszczot! Oskar murowany!
Nie o to chodzi.
Oscary to majestat i zaiste ten film nie ma z nim nic wspólnego. Ten film jest tak... błahy, tak tuzinkowy.
Jest to faktycznie najgorszy werdykt od lat, który szczególnie boli, gdy obok powstały naprawdę wartościowe filmy, które komunikowały nawet znacznie głębsze treści niż proste uczucia, by wspomnieć
"WSZYSTKIE PIENIĄDZE ŚWIATA" Ridleya Scotta - film o bezsilności, bezradności wobec ludzi władzy i pieniędzy,
"GRA O WSZYSTKO" - obraz o walce o dobre imię, bo mamy tylko jedno,
"CZWARTA WŁADZA" - o powinnościach obywatelskich i poszanowaniu prawa
ale nie żyjemy już w czasach rozumu. Żyjemy w czasach uczuć, emocji, a te, jak wiadomo, z myśleniem mają niewiele wspólnego.
Ale...
scena masturbacji nie bez przyczyny jest wszędzie komentowana - to w istocie jedyna wartościowa scena w tym filmie, jedyna nieuczesana, przekraczająca jakieś tabu. Jedyna prawdziwa w tej nieprawdziwej historii.
Tak, samotne porządne kobiety też się masturbują, ale robią to w równo odliczonym czasie!
Drogi przedmówco nie umniejszaj trafności osądu Akademii skoro zgodny był z moim. Kto potrafi docenić proces uczłowieczenia seksualnych praktyk, niesłusznie zapędzonych do getta wstydliwych tematów, ten zasługuje na uznanie. Poetycka stylistyka obrazu dodaje wyrazu społecznemu przesłaniu i nokautuje suche i płaskie tytuł o których wspomniałeś.
"Nie czepiaj się masturbacji, to seks z kimś, kogo kocham" - Woody Allen:-)
Wbrew temu, co uważasz, nie dostrzegam to żadnej śmiałości w pokazywaniu seksualnych praktyk, bo na ekranie takowych nie widać. Jest zawsze czysto, zawsze sucho, zawsze pewnie. Ok? Ob.
Co innego np. w filmie "Sesje".
Drogi adwersarzu z niepojętym uporem domagasz się od wysublimowanych dywagacji o tłamszonej, przez samczy świat, seksualności kobiet (trafnie dobrana "męska" zimnowojenna otoczka dla baśniowych tonów opowieści o istotnych odcieniach codziennej "kobiecej" egzystencji) brutalnej dosadności. Taka zaściankowa dosadność umniejszyła by jedynie wagę przekazu!
Tam gdzie ty dostrzegasz dosadność, ja - konkret. Po prostu nie uważam tego filmu za szczególnie śmiały obyczajowo. Takie "Opętanie" Żuławskiego! Isabelle Adjani kopulowała tam z ośmiornicą! Na naszych oczach. Żuławski nie stosował uników, wiedział, że musi to pokazać.
https://www.youtube.com/watch?v=hS1ThMTlvSg
Po pierwsze "odczarowywanie zaklętych rewirów kobiecych autopieszczot" nie musi ocierać się o konkretne nawiązanie do kultury pornograficznej (z Twych wywodów należy wywnioskować, że dopiero taki kaliber kinowej seksualności zasługuje na uznanie). Po drugie - jaki sens ma sięganie po przebrzmiałego asa w rękawie (1981 rok) gdy rozważamy seksualność oskarowego wyścigu z 2018 roku (może od razy zdyskwalifikować "Czwartą władzę" z uwagi na "Wszystkich ludzie prezydenta")?
Nie możemy,
a to z tej prostej przyczyny, że "Czwarta władza" traktuje o czymś zgoła innym niż "Wszyscy ludzie prezydenta".
Film Spielberga opowiada o wieloletnim kłamstwie wietnamskim i rozprawie w Sądzie Najwyższym w obronie prawa prasy do ogłoszenia tego opinii publicznej,
Film Pakuli zaś opowiada o włamaniu do siedziby Demokratów i dziennikarskim śledztiwie w tej sprawie. Bez zwycięstwa Waxhington Post przed Sądem Najwyższym nie byłoby śledztwa Woodward-Bernsterin, bo administracja Nixona ukręciłaby mu łeb (co i tak usiłowała uczynić, ale daleko bardziej ostrożnie).
Dowcipne :)
Dziennikarstwo - dziennikarskie śledztwo - prasa. Oba filmy w jednej rzecze brodzą.
OK. Obaj krotochwilnie cedzimy słówka, bo i Pan daleki jest od powagi, prawda?
Nie ma "pewnej" prawdy, jest tylko "święta" prawda, prawda?
Niestety Antoś nic nie mówi, bo strona przeprasza za błąd i tylko zamglone ślepia mnie przeszywają. Samego filmiku tak dawno nie widziałem, że nie sposób sobie przypomnieć, która to kwestia puntom naszych dywagacji być by mogła.
Chodziło mi o to, a propos sceny z tematu głównego, że naprawdę nie ma o co kopii kruszyć.
Daleko śmielej do tego tematu podszeł choćby Walerian Borowczyk w "Bestii"
https://www.filmweb.pl/film/Bestia-1975-37720
Film Del Toro w tym sensie jawi się jako asekuracyjny, żeby nie powiedzieć pruderyjny. W porządku, to baśń, ok. Ale naprawdę nie ma o co robić hałasu.
Hałas rzecz wredna (zwłaszcza nocną porą). Borowczyk może i więcej pokazuje, ale niechlujną ręką bez powabnej otoczki intrygującej historii. Nie to, że Del Toro stworzył coś godnego szczególnej uwagi... Ot, na planszy zaścielonej produkcjami ostatnich lat upichcił gulasz o zauważalnie egzotycznym posmaku, więc w ramach kulturalnej prowokacji zaryzykowałem wróżenie z fusów i ku memu zaskoczeniu trafiłem idealnie.
Myślę. Dlaczego tak myślę? Ponieważ; Akademia ma w swoje DNA wpisaną abstrakcję decyzyjną (posmak to nie wyrazisty smak, posmak to tylko posmak - poetycko rzecz ujmując to bardziej obietnica smaku niż sama nuta zaskakującego bukietu), a wróżenie z fusów nie jest takie popularne jak się powszechnie wydaje. To że, każdy się zgodzi z powyższym (z dyskusyjnością wyników głosowań, ulotnością posmaku i marginalną rolą wróżbitów dnia dzisiejszego) nie znaczy, że tłumy muszą o tym debatować, tak więc "tak było" i tak jest, ale sam temat "tematu" nie trafia w kręgi zainteresowań przeciętnego filmwebowicza (to, że parę "paranoików" wychwyciło prowokacyjny podtekst to inna sprawa - zapewne nie byłem dość subtelny).