Pomimo, iż 'dramat sądowy' jest jednym z moich ulubionych gatunków filmowych, Inherit the Wind
rozczarował mnie totalnie.
Nie oceniam filmu tylko przez wzgląd na rolę Spencera Tracy, który wraz z młodym nauczycielem
oparli się głupocie.
Zachowanie mieszkańców, zachowanie na sali sądowej sędziego, oskarżycieli, pani
szydełkującej, aż wreszcie całe oskarżenie to jedna wielka kpina.
Ja z kolei po seansie tego filmu, zauroczony nim. Jego przyjemną "cukierkowatoścą" typową dla westernów i innych filmów hollywoodzkich z tego okresu (aczkolwiek sceny dramatyczne są bardzo dobre) pomyślałem, by oglądnąć remake z 1999 r.
I niestety okropnie się zawiodłem. Słabiutka gra aktorska, słabiutka scenografia, słaba fabuła, marne zdjęcia (ujęcia kamery). Czarno-biały film, starszy 40 lat jest zdecydowanie lepszy od tego 40 lat nowszego.
To nie jest przekłamanie. Wystarczy dzisiaj wziąć typowego mohera. Taka stara babcia do upadłego będzie bronić klechy. To miasteczko było domem moherów, ślepo zapatrzonych w swoją religię.