To wyjątkowy przykład filmu, w którym reżyser walcząc w jakiejś sprawie stosuje metody, które w fabule zwalcza. Nie wiem czy jest na to jakaś definicja, ale dla mnie to przykład szytej grubymi nićmi propagandy rodem z bolszewickich rejonów. Wróg wiadomy niemal od pierwszego kadru, wszystko do bólu przewidywalne i można ze stu procentową pewnością zakładać co wydarzy się za kwadrans czy pół godziny. Wszystko jest zero jedynkowe, takie czarno białe, a ponieważ zrobił to dość dobry reżyser nabiera to wymiaru perfidnej indoktrynacji.
A najgorsze, że na pewno znajdą się widzowie, których ten gniot zachwyci.
Może na taką miarę był szyty i miał dotrzeć do szerokich mas. Wtedy założony cel zostałby osiągnięty w dwójnasób.
Towarzyszu Kramer zasłużyliście na nagrodę leninowską.
W kwestii aspektu, do którego się odnosisz masz stuprocentową rację. Jednak film jest niemal arcydziełem. "Niemal" właśnie z powodu tego o czym piszesz.
tawariść... wy****dalaj na wschód, gdzie twoje miejsce! onuco śmierdząca! to nie jest film dla ciebie!