Az sam sobie sie dziwie, ze nie zasnalem wczoraj na tym filmie, po ciezkim dniu pracy:] Sadzilem przed seansem, ze bedzie to kiepskie, niewymagajace myslenia kino dla nikogo, lecz nie spodziewalem sie az takiej nudy. Fabula ciagnie sie i ciagnie, a emocje pokazane na ekranie sa tak niewiarygodnie sztucznie pokazane (nawet kapitalna zwykle Ellen Burstyn nie wyszla poza ten denny poziom), ze juz od kwadransa bylo mi wszystko jedno, jak ta cala historia o sfrustrowanych babach z sekty sie zakonczy. Malutkim, lecz naprawde malutkim plusem tego dluzacego sie jak diabelskie sidla filmidla jest brak happy endu. Piszac krotko i na temat: odradzam 'Wicker Man' jak tylko sie da. Kazdemu widzowi.
1/10.