Film o chłopaku chorującego na astmę i zapaść psychiczną w połączeniu fantazji, nad którym mało kto się litował i nieustannie zaczepiali go w szkole. Przykry obraz, w którym młodzieniec przybrał sobie w wizji towarzysza walk, Chucka Norrisa (grał on tam samego siebie) - człowieka z mistrzostw karate oraz aktora, który budzi w nastolatku swojego idola. Ostatecznie obraz Ray'a w głowie chłopca stał motywacją do jego działań w każdym dniu i o każdej porze, ale nie mógł nad tym zapanować. Fabuła oczywiście prosta. Nie pozostał on do końca nikomu obojętny. Ojciec z nauczycielką szkoły dobrali mu nauczyciela, który pomógł mu pokonywać słabości oraz złapać równowagę. O dziwo to nie było nużące, ale interesujące. Jest również śmieszna scena w filmie, mianowicie kiedy starzec (sifu naszego bohatera) chciał się rozprawić z barbarzyńcami. Zaprezentowana została aranżacja z poczuciem humoru, mianowicie atak w sztuce kamuflażu. Pijany kelner, który zaskoczeniem zaatakował, a jego przeciwnicy nie potrafili odpowiedzieć na niespodziewany atak. Podobało mi się to i jest plus. Następnie chłopak poznawał zasady, rozwijał swoje ciało i wytrzymałość, po czym przystąpił na wyzwanie zawodów karate. I tutaj jest minus, którego nie znoszę. Całe te zawody karate można o... rozbić. Nie było tak źle, bo w końcu to film, gdzie "wojownicy" parodiowali kopnięciami z wyskoku dla pokazu na punkty, rozbijali cegły na punkty i wymachiwali broniami również na punkty. Taki miszmasz, ale marzenia chłopca stały się rzeczywistością. Spotkał swojego idola (celebrytę) na mistrzostwach i wystąpili razem w drużynie. Oczywiście w tym od razu wiedziałem, że będzie szczęśliwe zakończenie i takie było. Norris zdecydował się walczyć i pokonał znajomą twarz sprzed laty, którego pycha i arogancja była na porządku dziennym. Zaś młody bohater rozprawił się z uczniem swojej szkoły w konkurencji rozbijania płytek.
Czas podsumować: film mi zajechał nawiązaniem do "Bez Odwrotu" z 1986 roku, gdzie w tamtym filmie główny bohater miał widzenie Bruce'a Lee, a ten zaś Norrisa. Chłopak, który cierpiał na astmę nagle po ciągłych treningach wygrał mistrzostwa mierząc się z przeciwnikami mającymi o wiele większy staż - durne. No i ten "happy end", ale można to zrozumieć, bo to film przygodowy i mi się podobał w dalekim dzieciństwie i ma obecnie uznanie. Aktorstwo również dało radę. Moja ocena to 5/10.
Film na VHS pod tytułem "Współkaratecy" - z firmy dystrybucyjnej NVC. I ten lektor, jak się nazywa? Zawsze mi idealnie pasował do filmu z Norrisem.
Nie, nie ten. Podpowiem tylko, że kojarzę tego lektora z wersji emitowanej serialu "Strażnik Texasu". Jest on bardzo charakterystyczny.
Tak, jednak ten - przepraszam, bo mam kompletny chaos z tymi lektorami i już gubię się z nazwiskami. Dzięki za podpowiedź.