Miło ale i zaskakująco było usłyszeć Sigura Rosa, był to strzał w dziesiątkę, jakby nie patrzeć muzyka Islandczyka do klimatu filmu pasowała jak ulał. Film jest bardzo przyjemny w odbiorze i naładowany niesamowitą ilością pozytywnej energii, jednak jednocześnie popełniony został największy grzech (choć w tym wypadku raczej grzeszek) podobnych produkcji. Jest za słodko, zbyt kolorowo, za dużo wylano lukru. Na szczęście nie jest to doprowadzone do kresu możliwości, nie wywołuje odruchów wymiotnych, jednak twórcy nieco przesadzili. Nawet jak na film z założenia ciepły i familijny. Mimo to jest to jedna z produkcji godnych obejrzenia w ramach jakiegoś rodzinnego seansu.