Po film sięgnęłam tylko ze względu na Franke Potente-tym razem blondynkę. Film jak na horror ogląda się dość lekko.Spodziewałam się nudy w stylu jedna bohaterka przez dwie godziny biega po peronie i coś ją goni,a do końca filmu i tak nie wiadomo co. Tym razem było inaczej. Kilku przypadkowo spotkanych bohaterów,nietypowe rozpoczęcie filmu od sceny imprezy,kilka miejsc akcji.Ktoś niby umiera,potem pojawia się ponownie-tak,że nie jesteśmy w stanie przewidzieć co się wydarzy. I chwała za to,że nie było dennego zabiegu w stylu muzyka rośnie rooośnie i bum coś wyskakuje zza drzwi po czym okazuje sie,ze nic tam nie ma. Film miał tez rozładowujące napięcie elementy żartobliwe. A co do historii,która nie została opowiedziana do końca? Przeciez można było się domyslec o co chodzi-szpital,doktor,dzieci mutowane genetycznie i efektem jest potwor pozerający ludzi. Całe szczęście,że reżyser oszczędził nam opowiadania tej historii do końca,bo po co? To nie dokument. No i przede wszystkim świetne zakończenie. Choć to może nie jest rewelacyjny film,ale sama zaczęłam się zastanawiać,co bym zrobiła gdybym zaspała na ostatni pociąg...