Kto by pomyślał, że kino del Toro, reżysera takich hitów jak "Blade II" czy "Mimic", może mi się spodobać!? A jednak. Tym razem, w końcu, udało mu się rzucić na mnie czar. "Labirynt Fauna" co prawdziwie magiczna opowieść, czy raczej przypowieść o mrocznej stronie naszego życia, w której - jeśli tylko potrafimy patrzeć - znaleźć można cuda porażające swym pięknem. Del Toro nie tworzy bajeczki tak ukochanej przez Amerykanów, on powraca do europejskich korzeni baśni, a ta - by być prawdziwą - musi łączyć w sobie grozę z cudownym zachwyceniem. To uczy doceniać wszystko to, co dobre przydarza się nam w świecie.
"Labirynt Fauna" można oglądać na dwa sposoby: sceptyka bądź też osoby wierzącej. Dla tej pierwszej historia rozgrywająca się na ekranie jest opowieścią o wrażliwej dziewczynce, która w swoim krótkim życiu zna tylko jedno: wojnę domową. Uciekając przed tą straszliwą rzeczywistością, zamyka się w wyobrażonym świecie bajek. I tu zakradają się mroczne przeżycia, lecz w przeciwieństwie do świata realnego, tu Ofelia jest w stanie sobie z nimi poradzić, a nagroda warta jest świeczki.
Dla wierzących "Labirynt" oferuje historię dziewczyny obdarzonej nieskażonym darem postrzegania niezwykłości. Potrafi wejść do świata, który większość z nas zablokowała potężnymi murami zdrowego rozsądku. Jednak fakt naszej niewiary, nie znaczy, że świat ten nie istnieje. Dla potrafiących patrzeć, jest on równie realny i wcale nie tak uroczy, jak ten nasz, zwyczajny.
Niezależnie od tego, który sposób zostanie wybrany, film del Toro sprawdza się w każdych warunkach. Oczywiście główną zaletą jest strona wizualna, która po prostu fascynuje. Do tego dochodzi znakomita gra aktorska młodziutkiej Ivany Baquero jak i starego wyjadacza Sergi Lópeza. Sam del Toro mimo wszystko okazuje się sprawnym, lecz w gruncie rzeczy przeciętnym reżyserem i w niektórych momentach historia po prostu pobrzmiewa fałszywie (co wpłynęło na moją końcową ocenę, lecz nie zmienia faktu, że to dobre kino).
"Labirynt Fauna" nieuchronnie przywodzi na myśl "Krainę traw" Gilliama. I może wychodzi ze mnie konformista, lecz ja wolę obraz del Toro odwołujący się do baśni, nawet jeśli jest to forma eskapizmu niż film Gilliama, któremu bliżej do patologii i grotesce.
Chyba dopiero drugi raz w tym roku moje odczucia co do filmu idealnie wpasowują się w Twoje. Myślę, że ?Labirynt? w pełni docenią te osoby, które w dzieciństwie same uciekały w świat fantazji. Ja osobiście w tym wypadku jestem, gdzieś po środku ?sceptyka a wierzącej? (bliżej mi to tego drugiego), dzięki czemu tworzy się pewne ?niedomówienie?, co działa filmowi na korzyść. Mi również Ivana bardzo się podobała, która chyba nie zagrała gorzej od Abigail Breslin, a mi o wiele bardziej przypadła do gustu (na marginesie zapowiada się na bardzo piękną kobietę). ?Labirynt? jednak nie oczarował mnie do końca pod względem technicznym. Najsłabiej wypadają efekty specjalne (niestety mały budżet niesie pewne ograniczenia). Muzyka, zdjęcia, scenografia i charakteryzacja też trochę przereklamowane, bardzo porządne rzemiosło, dla mnie absolutnie nie na takim poziomie, aby zdobyć Oscary. To, co najbardziej przemawia do mnie w ?Labiryncie? to pochwała wyobraźni i tego jaką rolę odgrywa ona w świecie.
Fakt, technicznie momentami film lekko zgrzyta, jednak akurat zdjęcia wydają się trochę te niedoskonałości retuszować. Masz jednak rację, że jest to pochwała wyobraźni i pewnie właśnie dlatego ten film oceniłem dość wysoko.
Torne, jeśli widziałeś tylko "Blade 2" i "Mutant", to nie dziwię się, że nie doceniasz reżyserskich umiejętności del Toro. Jeśli ten pierwszy film jeszcze jakoś broni się stroną wizualną, to ten drugi należy uznać za kompletny niewypał. Jednak produkcje takie jak "Cronos" czy "Kręgosłup diabła" (notabene oba nakręcone w języku hiszpańskim) podobno są dużo ciekawsze niż te bardziej hollywoodzkie. Jeśli czytałeś komiks "Hellboy", polecam jego filmową wersję też w reżyserii Meksykanina.