Obejrzałem Labirynt... jakieś dwa tygodnie temu choć miałem go w swoich zbiorach od 3 miesięcy. Coś mnie blokowało. Myślałem na początku, że to język hiszpański, który znienawidziłem, gdy ktoś mnie kiedyś zmusił do oglądania jednego z filmów Wong Kar Waia z hiszpańskimi lektorami i napisami rosyjskimi. Zresztą "300" z rosyjskim dubbingiem pozamiatało mnie jeszcze mocniej (Spartaniec ;). Przede wszystkim jednak do tego, że film zobaczyłem tak późno, przyczyniły się w większej mierze pewne wypowiedzi na wielu portalach filmowych, w tym m.in takie jak ta:
"Film nie podobał mi sie w ogóle !!!! był za bardzo nie realny bym mogła sie w to oddać !!! szkoda było mojego czasu !!! wiele osób oglądających ten film też tak uważa !! Dlaczego aż 6 Oskarów ?? niemożliwe !!!".
Jednak po obejrzeniu Labiryntu... pojąłem, że opinie te, wygłaszane są przez ludzi, którym takie dość popularne słowo jak "argument" - jest obce, a ich niezbyt wysoka ocena tego filmu wynika najpewniej z bardzo małej dozy wrażliwości i otwartości jakie włożyli w ten film (= przymykanie oczu, na to co widzialne i próba dopatrzenia się w dziele Guillermo del Toro subtelności, o jakich w kinie mówi się nieczęsto). Zresztą przydałoby się też trochę poczytać o mitach i o samym procesie powstawania tego filmu + nastawić się na to, że Hollywood nie zamoczył swoich paluszków zbyt głęboko w tym produkcyjnym labiryncie. Ludzie nastawiali się na Fantasy, jakiego jeszcze nie było w kinie w czym zasługa trailera pokazującego prawie same fragmenty z mitycznymi stworami (w końcu skończyło się na Oscarze za charakteryzację + jeszcze dwie statuetki (scenografia i zdjęcia), a nie 6 jak pisała wszechwiedząca 'pani od komentarza', która się "w to oddaje" ;-). Szkoda tylko, że nie było Oscara za muzykę.
Labirynt... to film fantasy, ale tylko dla ludzi, którzy chcą je tam widzieć. Wszystko co fantastyczne dzieje się w głowie Ofelii, wszystkie stwory i "zadania" jakie dziewczynka ma wykonać powstają z wymieszania świata, w którym żyje i tego co przeczytała. Skoro czytała o wróżkach - pojawiają się wróżki. Skoro świat, w którym się znalazła wraz ze swą matką jest światem złym, to ten mityczny również posiada w sobie ogromny bagaż niebezpieczeństw. Banalnym, ale prawdziwym stwierdzeniem jest, że reżyser pokazuje jak silna i sugestywna jest dziecięca fantazja, a podparta gorącą wiarą daje efekty jakie otrzymuje się przy modlitwach (korzeń mandragory pod łóżkiem). Choć akcja realnej części filmu dzieje się w czasach wojny, to znajdziemy kilka odniesień do niej nawet w świecie mitów (chociażby stos butów podobny do tego w Oświęcimiu, ucieczka małej Ofelii z dzieckiem przed złym ojczymem i poświęcenie siebie, by ratować rodzeństwo - scena jakby wyjęta żywcem z jakiejś osobnej, dramatycznej historii z II wojny światowej). Zdecydowanie nie jest to film dla dzieci. Moja znajoma poszła na ten film z 9-latką, sugerując się plakatem, na którym była mała dziewczynka i tym jakże przyjaznym Faunem grającym na flecie, o którym słyszała od pani w podstawówce. Myślała, że Labirynt..., to opowieść w stylu ?Harry Potter i Kamień Filozoficzny?, opowieść, którą pokochają wszystkie dzieci. Po niedługim czasie musiała wyjść z kina bo dziecko zaczęło płakać i przez kilka dni miało koszmary, a do dziś boi się wchodzić do ogrodu (i tu cytuje) "bo jest tam Fan". Dlaczego więc film odniósł tak wielki sukces? Jest to już przecież 87234682374 film traktujący o II wojnie. Dlatego właśnie reżyser, zrobił z niego bajkę...bajkę dla dorosłych. Dorosłym dużo łatwiej ją przełknąć, jednak to właśnie przy tym dziele mogą na chwilę odnowić się stare lęki (scena, gdy Faun odwiedza Ofelię w pokoju jest przerażająca), dziecięce strachy i ukryte od lat obawy. Ten film to wspaniały klucz do ludzi, którzy są zakochani w swym dzieciństwie, w tym dreszczyku, gdy skrzypiała szafa z ?potfolem w ślodku? albo w uczuciu jakie towarzyszyło w drodze przez korytarz do łazienki, która znajdowała się na samym jego końcu.
Dobrze też, że ten magiczny film nie skończył się happy endem w tym świecie. Ofelia, oddając siebie w ofierze, kończy swe życie i rolę w filmie szczęśliwie zostając księżniczką i odnajdując drogę do ? domu ojca ? czym reżyser czyni aluzję do chrześcijaństwa ? Faun gra tutaj najpewniej rolę Anioła stojącego przy tronie Boga - Gabriela. Choć swym wyglądem przypomina raczej Uriela ;-)
Można by tak dalej pisać jeszcze o tym filmie, by przekonać tych, którzy nie widzieli i może skłonić do przemyśleń takich ludzie jak autorka wrzuconego wyżej komentarza. Myślę jednak, że wystarczy, iż gorąco polecając Wam ten film, zacytuję tutaj Gombrowicza, a właściwie Anielę, parafrazując nieco jej słowa : Koniec i bomba, / a kto nie widział, ten trąba ! ;-)