Nie,nie i jeszcze raz nie - próbowałem,naprawdę próbowałem się w to wkręcić,ale nie dałem rady,nie moja konwencja.Lubię od czasu do czasu obejrzeć coś "ambitniejszego",ale jak tak ma wyglądać współczesne artystyczne europejskie kino to ja już wolę "Rambo" - hahahahaha.Duże rozczarowanie - bardzo sobie cenię skandynawskie kino i uwielbiam Noomi Rapace,ale ten obraz mnie bardzo rozczarował - 1,40 nudnej metafory o niespełnionym rodzicielstwie i o traumie wynikającej z utraty dziecka - oto cała tajemnica tego dzieła - miało być głęboko a wyszło banalnie.Najzwyczajniej prosta i banalna historyjka,tylko opowiedziana w oryginalny sposób - ja tego nie kupuje - ani tu jakiś emocji,ani wzruszeń - nuda panie i panowie,nuda.Mnóstwo długich i milczących ujęć - ja wiem,wiem że to takie "ambitne",ale to było najzwyczajniej nudne - no bo ile można się gapić na owce albo na traktor?Na plus - ładne islandzkie zamglone widoczki oraz Noomi w głównej roli - i to chyba tylko z jej powodu dotrwałem do końca seansu.
To nie film o niespełnionym rodzicielstwie. To film ekologiczny przede wszystkim. Jak czynimy sobie zwierzęta "poddanymi".
Ale te interpretacje, Twoja i kleju30, nie wykluczają się. Bo jest to film poruszający wiele tematów: trauma po utracie dziecka, niespełnione rodzicielstwo, zaborczość uczuć rodzicielskich, relacja człowieka z naturą, tolerancji dla inności, akceptacja własnej odmienności. Czy robi to w sposób przekonujący, to już inna sprawa.
W tym problem,że w moim przypadku było to drastycznie nieprzekonujące pod każdym względem.Nie mam nawet najmniejszej ochoty by szukać w nim jakiegokolwiek sensu.
Nie zaiskrzyło od pierwszego spojrzenia i drugiego już nie będzie.
I żeby nie było.Jestem samokrytyczny więc dopuszczam tu winę mej własnej,szokującej nieczułości :)
pozdro
Powiem tak - ja nie oglądam filmu, jeśli wiem, że to nie moja konwencja. Po co się męczyć? :-) Dla mnie absolutnie genialny!