Typowe, oklepane, amerykańskie dziadostwo. Przez cały film zmierzamy do punktu kulminacyjnego, którym okazuje się... jak zwykle... kilka zmontowanych scen z prawdziwych zejść lawin, ładne widoczki, denne teksty i tyle.
O ile w kategorii dramat-film obyczajowy akcji jak najbardziej zasłużone 10/10, to jednak mam pewne zastrzeżenia. Sądzę, że scena z wilczycą mogłaby wiele zyskać, gdyby ta wyszeptała, że zatruła się toluenem. Z pewnością mówiące zwierzęta przydałyby wiele realistce obrazu.