Pomysł ciekawy, ukazanie załogi wewnątrz czołgu to dosyć oryginalna rzecz (nie mówię o "Czterech pancernych", z całym szacunkiem dla tego serialu, ale to bardziej science-fiction niż batalistyka) jak na kino wojenne. Plus dla twórcy.
Natomiast sam film nudny jak flaki z olejem, przeleciałem go na przewijaniu. Żadnego dramatyzmu, żadnego budowania akcji, żadnego napięcia. Po takiej tematyce spodziewałbym się wciśnięcia w fotel i śledzenia losów załogi z zapartym tchem. A tutaj, nuda... Dużo ciekawiej wyglądałoby jakby pan reżyser wsadził ukrytą kamerę do jakiegoś prawidzwego czołgu i sfilmował to co się działo. Taki "Restrepo" jest dużo ciekawszy od jakiekolwiek filmu wojennego.
Z filmów o tej tematyce, "Walc z Baszirem" wyciera "Libanem" podłogę. Praktycznie analogiczna sytuacja, nowicjusz idzie na wojnę i jego odczucia. Nie wypowiadam się natomiast w kwesti załamania psychicznego załogi, nie byłem na wojnie więc się nie znam. Wydaje mi się jednak, że Żydzi na wojowaniu się znają i takiego lebiegi jakim był ten dowódca to by do czołgu nie włożyli. Nie wysyła się totalnie zielonej załogi, zawsze do nowicjuszy dobiera się żołnierza z doświadczeniem bojowym, a takie doświadczenie Żydzi mają.
No i ta totalnie nierealistyczna praca kamery, rzekomego wizjera. Nie wyobrażam sobie, żeby czołg jadący przez miasto wymachiwał lufą na lewo i prawo. A musiałoby tak być, bo główny bohater nie używał peryskopu na dachu wieży (który porusza się niezależnie od wieży) a celownika armaty, czyli jadąc po mieście i oglądając ściany musiał wymachiwać działem. Dosyć komiczny byłby to widok. :)