"Little Deaths" składa się z trzech historii, opowiedzianych i wymyślonych przez trzech niezależnych reżyserów z Wielkiej Brytanii. Motywami przewodnim antologii miały być śmierć i seks. Jednak nie ma tu miejsca dla naturalnej śmierci, tak i dla normalnego seksu. Tak więc jeśli szczanie na mordę, gwałt straponem typa w masce kota lub mutańcie prącie, to motywy, których nie boisz się kinie, to możesz oglądać. Możesz, ale nie musisz, bowiem tak naprawdę film jest średni. Zwyrodnienia miejscami nie przyjemne, ale nigdy zbyt szokujące. Gore niestety raczej brak. Wszystkie trzy historie są oryginalne i dość nie przewidywalne, zwłaszcza druga, gdzie długo możemy się zastanawiać, do czego to wszystko zmierza. Pierwsze dwie są dość bzdurne, ostatnia w sumie, o z grozo, mogła by się wydarzyć. Realizacja jest w sumie niezła, choć dość powolna. Zdjęcia ładne,muzyka fajna, zwłaszcza w ostatniej historii. Oglądałem to zaciekawieniem, ale jednak nie przemówiło to do mnie. za mało straszne i zbyt odpychające. Ale szacunek za oryginalność i bezkompromisowość.