i z góry wiadome jest że seans do łatwych nie będzie należał. Reżyser od lat w swoich wcześniejszych filmach "Kieł" oraz "Alpy" przyzwyczaił już widzów do swojej trudnej oryginalności. Hotel dla samotników po przejściach i ustalone sztywne w nim reguły co wolno, czego nie wolno, kiedy, o której porze itd... sprawia, że mamy do czynienia z rodzajem jakiegoś obozu, żeby nie powiedzieć więzienia. Ludzie wypluci z emocji, szukający odpowiedzi na pytania, które siedzą w ich głowach, a zarazem dążą do szybkiego znalezienia drugiej połowy, by nie zostać zamienionym w zwierzę w ramach kary. Grecki reżyser ukazuje problem obecnych i przyszłych czasów jaki coraz częściej dopada wiele osób czyli problem samotności, która czai się pod różnymi postaciami i w różnym czasie. Do wesołych, łatwych obrazów filmowych owy nie należy. Dla fanów Lanthimosa pozycja obowiązkowa, dla widzów którzy będą mieli po raz pierwszy styczność z twórczością reżysera, nie koniecznie może zakończyć się dobrze. Tak na marginesie trzeba dodać i odnotować, że taniec jednak musiał być.