Przykro mi i naprawde nie rozumiem zachwytow nad ekranizacja "Lotu", tej "korony Oscarów" i w ogóle kultowej otoczki wobec filmu Formana. Radzę każdemu sięgnąć po magiczną, pełną niesamowitych wizji książkę Kesey'a i zobaczyć świat McMurphy'ego oczami Wodza Szczoty, przekonać się, jak "naprawdę" wyglądają czarni pielegniarze w nieskazitelnej bieli służbowych strojów, jak opisany jest lęk przed Siostrą Oddziałową etc. Rozumiem, mało komu może się chcieć teraz CZYTAĆ, cóż, takie niewesołe dla wynalazku Gutenberga czasy, ale by się brać za ocenianie EKRANIZACJI, nie można nie sięgnąć do powieściowego źródła. A kto chce się przekonać o wielkości Formana, niech lepiej wypożyczy "Amadeusza"!