Zawiodłam sie na tym filmie. Jest dobry, ale w porównaniu do książki bardzo płytki, a nawet trochę nudny. Można by było zrobić z tej książki coś o wiele lepszego. Nicholson też nie był taki rewelacyjny, jak książkowa postać. Nie rozumiem, dlaczego ten film dostał Oscara za najlepszy scenariusz adaptowany.
Ważne, czy film gra. A gra zdecydowanie. Świetna opowieść o starciu społeczeństwa z jednostka.
do mnie też ten film nie trafił.. ale chyba muszę obejrzec jeszcze raz.. czasem dopiero za drugim razem film trafia, szczególnie film psychologiczny;) tym bardziej ze średnio uważnie wczoraj oglądałam :D koleżanka zadręczała mnie sms-ami xD
Sam film, abstrahując od książki, jest dobry. Chodzi mi o to, że w porównaniu do książki jest bardzo płytki i prosty.
To jest chyba absolutny standard. Nie da się w dwóch godzinach zawrzeć tego samego, co na 300 stronach. Do tego nasza wyobraźnia zazwyczaj wykona lepszą robotę niż kamera. Film ma w pewnych kwestiach przewagę nad słowem pisanym, ale mimo wszystko jest też mocno ograniczony, więc musi zwykle historię skrócić i spłycić, by zmieścić się w swoich sztywnych ramach.
W zasadzie pod każdym filmem będącym adaptacją literatury można przeczytać komentarze "książka lepsza".
No tak, nie da się przedstawić calej historii, ale da się dobrze odzwierciedlić charakter bohatera i jego zachowania. Moim zdaniem to było w tym filmie słabe, bo McMurphy w książce miał o wiele więcej charyzmy i 'jaj'.
Jesteś na filmwebie, film da się ocenić bez przypominania sobie książki która zawsze będzie lepsza w jakimś aspekcie.
Dlaczego mam odrywać ocenę filmu od książki, skoro film dostaje Oscara za adaptację książki?
Nie ruszyło cię zakończenie? Sigh, lepiej wracaj do filmów z Leto i serialowych tasiemców.
nie widzę potrzeby bycia niemilym;) napisałam tylko ze nieuważnie oglądalam i muszę jeszcze raz bo to dość ciężki film;) nie napisałam ze jest zły czy cos: ;-)
Z tego co widzę, nie są oni "nie mili", a jedynie wyrażają swoją opinie.
Film jest dobry, ale za cholere nie mam pojęcia, jak on się znalazł w top 5 i ma tak wysoką ocenę.
Przyznam, książki nie czytałem, ale ten film nie jest na tyle dobry, aby znaleźć się w czołówce najlepszych filmów.
8/10 odemnie.
Pozdrawiam.
To sie wylacza telefon. Dlaczego ocenilas "Koszmar minionego lata" wyzej niz "Ojca Chrzestnego", ktoremu dalas 3/10?...
Oba filmy były słabe. Ale po 'ojcu chrzestnym' spodziewałam się czegoś więcej niż po 'koszmarze'. Po prostu nie jest to kino w moim guście. A 'Lot' obejrzałam drugi raz i rzeczywiscie kilka zalet tego filmu umknęło mi za 1 razem.
Popieram. Nie jest to zbyt wierna adaptacja, dlatego dziwi mnie skąd Oscar. Może nie tak bardzo rozczarowałem się samym filmem, ponieważ nie można oczekiwać, że adaptacja będzie równie dobra jak książka, ale liczyłem, że więcej będzie się zgadzać z powieścią. Film trzyma przyzwoity poziom i ogląda się go z przyjemnością, lecz nie można go oceniać nie patrząc przez pryzmat książki. Stąd tylko 7/10.
Dokładnie to miałam na myśli. Można byłoby zrobić o wiele więcej i lepiej nawet w tych samych ramach czasowych.
nudny i plytki , no tak , a wczoraj byl nowy odcinek domu nad śmietniskiem , zdecydowanie rewlacyjny serial , zero nudy , sama glebia, i nie zapomnij o nowych odcinkach klanu , tylko nie utonij w jego głębi
'Ha ha'. Jest różnica między 'nudny i płytki' a 'nudny i płytki w porównaniu do'.
'Nie utoń', jak już, człowieku z głębią.
Zachęcam do przeczytania książki, będzie wiadomo, dlaczego na jej tle film wypadł słabo.
Specjalnie założyłam konto na filmw. (do starego zapomniałam hasła:) ), żeby się wypowiedzieć w tym wątku :) Bo aż nóż się w kieszeni otwiera jak czytam wypowiedzi ludzi oburzonych faktem, że kogoś Lot... może nie zachwycać. A niestety nie zachwyca. Jako adaptację książki należy również oceniać go w odniesieniu do niej. Film jest słaby NIE dlatego, że nie przenosi wszystkich faktów i wydarzeń z książki do ekranizacji. Nie. Obraz kinowy zupełnie zmienia sens książki. Główna postać wykreowana przez scenarzystów tak naprawdę moim zdaniem wręcz obraża postać książkową. McMurphy książkowy trafia na oddział tyranizowany przez "Wileką Oddziałową" (i personel - czarnoskórzy zbytnia poprawność polityczna) i swoją charyzmą i odwagą dokonuje rewolucji w szpitalu. Jest jedyną osobą, która ma odwagę postawić się personelowi, zgłaszać roszczenia. Staje się przyjacielem ludzi, z którymi przebywa, odnosi się do nich z z szacunkiem. Postaci pacjentów zaś są wykreowane na wariatów, podczas gdy w książce byli to ludzie zamknięci w sobie, nieprzystosowani do życia w społeczeństwie. Książkowy McMurphy przez cały czas trwania akcji przywraca im umiejętność życia, uśmiechu(!!!) wiarę w normalność, pewność siebie, uczy ich jak docenić to co mają. W książce postać MA JAJA (w porównaniu z oryginałem filmowy bohater ma jedno i to na dodatek niedorozwinięte), McMurphy robi przekręty, bajeruje lekarza, jest wiecznym aktywistą :) Naprawdę poza rolą Nicolsona (która byłaby jeszcze lepsza gdyby scenarzyści nie "ulepszyli" oryginału na siłę) film jako ekranizacja książki ZUPEŁNIE SIĘ NIE BRONI. Gdyby książka nie istniała ocena byłaby zapewne inna. Nie wiem jak można aż tak zepsuć świetny pierwowzór...
Tak, film może nie zachwycać.
Pozdrawiam :)