Nigdy nie oglądałem "Lotu nad kukułczym gniazdem. Tytuł jest mi znany, bo kto o nim nie słyszał.
I jakoś się nie zdziwię, że do tej pory go nie oglądałem. Strasznie przygnębiający, smutny, beznadziejny klimat.
Uważam, że przynajmniej części osób, którym film się nie podoba, ulega nastrojowi tego filmu. Bardzo, ale to bardzo przygnębiającemu. No bo co może być fajnego, w dusznej atmosferze domu wariatów? Nie ma nadziei na happy end. Smutek i beznadzieja wyzierająca z tego filmu każe mi go sobie dawkować.
Beznadziejny i przygnębiający klimat? Ostatnia scena pokazuje coś zupełnie innego.
Co? Że główny bohater powoli zostaje osaczony przez rzeczywistość domu wariatów?Że wyzwoleniem z niej jest śmierć? Że główny bohater umiera? No rzeczywiście ostatnia scena pokazuje coś zupełnie innego. Happy end. Wariat ucieka na dziedziniec.
Wódz wygrał. Jednostka jest w stanie przechytrzyć system i zwyciężyć. Pacjenci pod wpływem McMurphy'ego zaczęli doceniać życie i się nim cieszyć. Sam bohater okupił to konfliktem z Ratched i w efekcie czego przerobieniem na warzywo. Jednak końcówka kiedy to Wódz skraca egzystencję głównego bohatera i realizuje jego plan daje nadzieję - http://www.youtube.com/watch?v=jiOzfyliNzE
Jeszcze ta radość pacjentów.
Końcowe fragmenty filmu idealnie współgrają z muzyką Nitzschego. Szkoda, że gość się nie rozwinął bo kompozycją do Lotu pokazał, że miał potencjał.
Ambiwalencja tego zakończenia stanowi czołowy element geniuszu filmu, raczej nie udowodnicie która racja jest najmojsza.
Nie chcę udowadniać mojszej racji. Po prostu sądzę, że mimo zakończenia, film jest smutny i przygnębiający. Każdy kto oglądał ten film chyba widzi że jest smutny. Drobny cwaniaczek chce zrobić na złość siostrze Ratched, a to tymczasem ona robi na złość jemu. Przecież przez dwie godziny patrzymy jak "wariatkowo' wchłania Nicolsona. Gdy się orientuje, chciałby uciec, jest już za późno. System go przytulił. No ale jeśli ktoś uważa inaczej, nie będę się wykłócał. Ja w trakcie seansu czułem smutek i przygnębienie.
Też nie mam zamiaru nikogo nakłaniać do moich przekonań. Zgadzamy się przynajmniej w ocenie filmu 10/10.
@JesusChrysler
"Ambiwalencja tego zakończenia stanowi czołowy element geniuszu filmu, raczej nie udowodnicie która racja jest najmojsza."
Ależ ty używasz trudnych słów. Geniusz filmu polega na czymś innym chyba, niż zakończenie. Moim zdaniem akurat jest ono w ciut hollywoodzkim stylu i raczej jest pomyślane jako przeciwwaga dla smutnej wymowy filmu. Taki promyk nadziei w bezmiarze smutku.
Wyczytałem w jednym z komentarzy, ze wedle indiańskich wierzeń, ten kto kogoś zabija, zabiera ze sobą jego duszę. I w takim kontekście film nadal jest smutny, by nie rzec tragiczny, gdyż wynika z tego że wyzwoleniem jest śmierć.