Kieruję te słowa do niejakiego anonima co sie zowie "P.". Proszę łaskawie nie wciskać mi tu bzdetów w stylu "przeczytaj książkę ciemniaku" bo tak się składa, że książkę czytałem (nie raz, nie dwa...) i nie lubię być traktowany jak podniecający się byle czym ułomek. Prawdą jest, że ekranizacje nigdy nie będą lepsze od powieści (może z wyjątkiem "Popiołu i diamentu") więc film oceniać należy w trochę innych kategoriach (najlepiej postawić się na miejscu scenarzysty, reżysera, wreszcie aktorów). Dopiero wtedy można zrozumieć, jak zajebiście ciężko jest stworzyć dobrą ekranizację. Mi też w filmie brakowało przemyśleń, wizji, monologów Wodza, ale raczej trudno by je było pokazać w filmie, nieprawdaż? Więc na zakończenie drobna sugestia dla ciebie "P." (pan/pani - cholera wie:) - nie tylko ty na tym świecie książki czytasz.