film powstał w okresie bujnego rozwoju antypsychiatrii. nie twierdzę, że ma na celu pokazywanie w złym świetle psychiatrii jako całości - przecież każda z ukazanych patologii codziennie występuje w placówkach medycznych na całym świecie. co więcej - dzisiaj film byłby ostrzejszy, gdyż wraz ze zmianą stosunku do pacjenta - gdy ludzi przestano traktować jak świrów, a zaczęto "świrów" jak ludzi - owe wynaturzenia są o wiele bardziej widoczne.
Pacjent wpychany jest do "schizofrenicznego" środowiska, w którym zarówno musi wierzyć własnym zmysłom, jak i w to, co usłyszy od profesjonalisty, który stawia się wyżej od papieża - w Katechizmie Kościoła Katolickiego nieomylny jest aktualny papież, według "etyki lekarskiej" rację mają wszyscy lekarze, niezależnie od tego, ze ich diagnozy się wykluczają (często również ze zdrowym rozsądkiem) i pacjent zmuszony jest również przyjąć do wiadomości, że o ile dobre samopoczucie będzie w gabinecie lekarskim oznaczało ciężką psychozę, o tyle przy terapeucie będzie się musiał tłumaczyć z tego, czemu wmawia sobie chorobę.
dziś scenariusz filmu wyglądałby podobnie, z tym, że McMurphy sam zgłosiłby się do psychiatry, słysząc w TVN Style, że Dorosłe Dzieci Alkoholików wymagają terapii, nie znając przysłowia "Medice, cura te ipsum".
Z psychiatrią jest jak z partią polityczną - były być może wypaczenia, ale od dzisiaj jesteśmy uczciwi i nieomylni, tylko nas wybierz.