ktokowliek komu podoba sie film "lot nad ...." (bez urazy), albo pozbawiony jest krztu gustu, albo w zyciu nie czytal ksiazki. ksiazka, tak porywajaca,obrazowa,wzruszajaca, budzaca emocje, zostala w sposob nieumiejetny przelozona na kadr filmowy - i po co ...?
gdyby nawet nie czepiac sie razacych roznic miedzy jednym, a drugim (poczawszy od postaci), ta calosc nie posiada tej magii. przyznam sie szczerze, ze jedyne co wplynelo na fakt, ze wysiedzialem do konca przed tv - to szacunek dla milosa formana.
przychodza chwile gdy rezyser powinen zadac sobie pytanie "czy potrafie przekazac slowa w obraz, czy starczy mi na to sil, umiejetnosci" .. czlowiek uczy sie przez cale zycie najlepszym przykladem jest chyba "czlowiek z ksiezyca"
"lot ..." jak dla mnie pobil w negatywnym tego sensie slowa nawet ekranizacje "wielkiego santini" pat'a conroy'a