Jak to okreslil jeden z krytykow: Dla takich filmów warto było wynaleźć kinematograf.
Film mistrzowsko zagrany, oscary za dwie glowne role (Nicholson i Fletcher).
Ksiazki niestety nie czytalem, podobno sporo zmian bylo w scenariuszu ale co zaskakujace, nawet wiekszosc czytelnikow jest pod bardzo pozytywnym wrazeniem, co sie zadko zdarza.
Do teraz pamietam Nicholsona i ten jego szyderczy usmieszek.. Cwaniaczek ktory zawsze zyje wlasnymi regulami..
Kino ambitne z najwyzszej polki. Jest mnostwo interpretacji metafory szpitala psychiatrycznego, ale to kazdy powinien odbierac na swoj sposob. Nie chce zaglebiac sie w szczegoly, moze jedynie zwroce uwage na pania doktor i jej upajanie sie wladza nad pacjentami: ile razy cos takiego obserwujemy wokol nas..
najwazniejszy film w historii kina.
Dla kazdego, kto lubi w kinie cos poza zwykla rozrywka.
Kino ambitne, inteligentne, do przemyslen.
POLECAM
Ja również uważam, że ten film to arcydzieło. Świetny film, warto obejrzeć, uważam że dla takich filmów warto poświęcić czas, i sądzę że takich dobrych filmów już nie będzie. Mistrzowska rola zagrana przez Nicholsona. Film daje do myślenia. POLECAM. 10/10
Zgadzam się: film jest świetny, Nicholson genialny. Ale jak w wielu
innych przypadkach, tak i w tym, wolę jednak powieść. Szczególnie lubię
ten pochodzący z niej fragment (który niestety nie znalazł się w
filmie). Ale i tak - 9/10
„ Pete stał pośrodku świetlicy i huśtał żelazną kulę, przechylony w bok
pod jej ciężarem Teraz obserwowali go wszyscy. Pete spojrzał na dużego
czarnucha, potem na małego, a kiedy zobaczył, że nie zamierzają podejść
bliżej, odwrócił się do pacjentów.
- Zrozumcie, to wszystko bzdury - rzekł - same bzdury.
Wielka Oddziałowa zsunęła się z fotela i zaczęła podkradać do
swojego wiklinowego koszyka opartego o drzwi.
- Tak, tak, panie Bancini - zaszczebiotała słodko - niech się pan tylko
nie denerwuje…
- Jeden stek bzdur - głos Pete’a stracił swoja dźwięczną moc, stał się
urywany i natarczywy, jakby starzec miał niewiele czasu, żeby wygłosić
to, co chciał nam przekazać. - Zrozumcie, nic na to nie poradzę, nic…
Zrozumcie. Urodziłem się martwy. Z wami jest inaczej. Nie urodziliście
się martwi. Ooooch…mówię… wam… mówię wam.
Zgarbił się, a jego żelazna kula skurczyła się do rozmiarów
ludzkiej dłoni. Wyciągnął ją, jakby podawał coś na niej pacjentom.
- Nic na to nie poradzę. Matka mnie poroniła. Wysłuchałem tylu obelg, że
umarłem. Urodziłem się martwy. Nic na to nie poradzę. jestem zmęczony.
Poddaję się. Wy macie jeszcze szansę. Wysłuchałem tylu obelg, że
urodziłem się martwy. Wam jest łatwo, ja urodziłem się martwy i miałem
ciężkie życie. Jestem zmęczony. Zmęczyło mnie mówienie i stanie. Jestem
już martwy pięćdziesiąt pięć lat.
Wielka Oddziałowa dosięgła do z drugiego końca świetlicy przez
ubranie szpitalne i odskoczyła nie wyciągając nawet strzykawki - wisiała
mu u spodni jak mały ogonek ze szkła i stali, a stary Pete garbił się
coraz bardziej i bardziej, nie przez ten zastrzyk, ale ze znużenia:
ostatnie kilka minut wyczerpało go całkowicie i nieodwołalnie -
wystarczyło na niego spojrzeć, by poznać, że był to jego ostatni zryw.
Zastrzyk wcale nie był potrzebny; głowa sama zaczęła się Pete’owi
kołysać, oczy zaszły mgłą. Kiedy oddziałowa podeszła, żeby odzyskać
strzykawkę, był już tak silnie zgarbiony, iż łzy nie spływały mu po
twarzy, tylko kapały wprost na posadzkę - kołysał nieprzerwanie głowa,
rozrzucając je po świetlicy ja ziarna.
Dał z siebie wszystko, żeby ożyć na te kilka chwil i powiedzieć nam
coś, czego nikomu nie chciało się słuchać i czego nikt nie chciał
zrozumieć. Trucizna wstrzyknięta mu w pośladek zmarnowała się, zupełnie
jakby wstrzyknięto ją zwłokom - nie działało bowiem ani serce, które
miało ja tłoczyć razem z krwią, ani żyły, którymi miała dotrzeć do
głowy, ani mózg, który miała porazić. Oddziałowa równie dobrze mogła
wbić strzykawkę w starego, wyschniętego trupa.
- Jestem… zmęczony…"
Tak ,tak, ale Fletcher w tym filmie była zdaje się pielęgniarką, kimś w rodzaju oddziałowej.W każdym razie, kimkolwiek by tam nie była, wykreowała intrygującą postać, mimo tego że myślącą schematami.Z jednej strony wszystko ok.-przedstawicielka służby zdrowia z założenia mająca nieść pomoc ludziom ,z drugiej wyrachowana służbistka. Zero emocji, posągowa twarz, przestrzeganie idiotycznych procedur, zupełnie bezmyślnie. Wbrew pozorom bardzo ciekawa postać tego filmu. Oglądając, cały czas zastanawiałam się czy ona ma w ogóle jakieś niekontrolowane odruchy, poza swoim codziennym scenariuszem szpitalnego dnia.O czym ona myśli podczas tych 'seansów leczniczych' , które prowadziła z pacjentami. Taka z pozoru 'grzeczna' i ułożona osóbka, a tyle namieszała.I jeszcze ten jej spektakularny powrót w tym kołnierzu...
Naprawdę warto dla niej obejrzeć ten film, bo Nicholson to wiadomo.