jest o ludzkim seksualiźmie, a dokładniej o jego destrukcyjnej odmianie.
W tej historii wszystko się stacza jak po równi pochyłej.
Zresztą dramat końcowy został tylko nie-dookreślony, ale już wisiał w powietrzu.
Główny bohater w ogóle nienawidzi kobiet, co widać doskonale w jego relacji z aktualną partnerką.
Tytuł "Love" jest przewrotny, bo tam "love" to nie ma ani śladu.
Jest destrukcyjna relacja oparta na seksualiźmie i w swojej sile mająca zawsze tylko jeden koniec - samozniszczenie.
Film nic dobrego nie wnosi, chociaż i tak aktorstwo łóżkowe tu oceniam najwyżej, reszta ma dla mnie znikomą wartość narkomańskiego bełkotu.