PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=7424}

Lulu

Loulou
6,2 582
oceny
6,2 10 1 582
6,1 8
ocen krytyków
Lulu
powrót do forum filmu Lulu

Tytułowy Loulou to Louis, brutal z marginesu i niebieski ptak, żyjący z dnia na dzień, najchętniej na cudzy koszt. Nelly, przykładna mieszczka, od 3 lat żona Andr, zamożnego wydawcy, poznaje go pewnego sobotniego wieczoru na przyjęciu...

za TVP Kultura

użytkownik usunięty
voleon

Jakiś taki niedosyt pozostawił.

użytkownik usunięty

To pewnie wina scenariusza.

ocenił(a) film na 5

Dziwnie męczący był ten film.

smynia5

w pełni się z Tobą zgadzam

ocenił(a) film na 6
karub77

Niestety rozczarowanie. Młoda Huppert miała już wtedy w sobie coś tajemniczego, ale Obelix w roli żigolaka był jedynie obciążeniem dla tego filmu. Oboje piękni (oczywiście jak na tamte kanony piękna), już wtedy rozpoznawalni i wciąż młodzi, a mimo tego erotyzmu w tym filmie było tyle co kot napłakał. Na plus oczywiście klimat Paryża przełomu lat 70-tych i 80-tych, z którego niestety pozostały jedynie wąskie uliczki, a te małe klimatyczne sklepiki oraz targi uliczne zostały wyparte przez sieciówki i sklepy imigrantów. Dodatkowo na uwagę zasługuje Guy Marchand, który wniósł swoją grą do tego filmu sporo ducha artystycznego (Paryż w tamtym wciąż był bohemą artystyczną) i metafizyki (szczególnie scena w kawiarni) co dla bardziej dosłownego kina francuskiego po Nowej Fali nie było już takie charakterystyczne.

uxs

Ja jak zawszę w opozycji, bo film mnie zachwycił, zwłaszcza realizmem i grą aktorką. Huppert jest zjawiskowo piękna, delikatna, taka mała obok dwóch potężnych mężczyzn, aż trudno uwierzyć, że dziś specjalizuje się w graniu strasznych kobiet (np. "Pianistka"). Świetnie jest pokazana jej pauperyzacja. Gérard Depardieu jest jeszcze w formie, nie zamienił się w zwalistego potwora, choć już robi się szeroki, kto pamięta jak wyglądał w filmach z lat 70, ten wie. Sam Depardieu mówiąc o roli w tym filmie podkreśla, że to najlepsza kreacja w całej jego karierze, a postać Lulu była mu bardzo bliska, sam powtarza, że wywodzi się z nizin społecznych i w młodości był taki niekrzesanym chłopakiem. Grając tą postać miał wrażanie, że opowiada o sobie. Ja to widzę, choć może jest trochę za stary do tej postaci. Piękna jest puenta tego filmy, gdy przez cały film tytułowy bohater powtarza (głównie czynami), że nic go nie obchodzi, na samym końcu gdy nareszcie na coś czeka, czegoś pragnie, to zostaje ucięte, choć tego pragnął (nie piszę co, bo może ktoś nie oglądał filmu). Wieczny chłopiec ma też dorosłe pragnienia. Ale kobieta pragnie go właśnie przez jego niedojrzałość. To ona ostatecznie nie daje szansy mu dorosnąć.

Świetna scena małomiasteczkowej biesiady, gdyby to było jeszcze trochę przerysowane i z odrobiną humoru to wygadałoby jak z filmów Smarzowskiego. A tak mamy czysty realizm, bez nadmiernego dramatyzmu, ani przesadnego turpizmu. Taki efekt bardzo trudno osiągnąć, a jak widać po ocenach mało kto to doceni. I te obskurne kawiarnie, hoteliki, pokoje, kluby z muzyką. Francja nie jest tu glamour.

Metafizyki nie uświadczyłem (w której niby scenie?), a nowa fala miała znikomy wpływ na kino francuskie (była bardziej ceniona niż oglądana), Pialat za to był trochę pod jej wpływem (bardzo cenił Truffauta), choć to on jest uważany za jednego z najważniejszych francuskich reżyserów (w Polsce nie za bardzo znany). Jego wpływy na francuskich reżyserów był ogromny, np. widać to w filmach reżysera "Proroka", to ładnie pociągnięcie realistycznego stylu z filmów Pialata. Można powiedzieć, że Audiard jest jego następcą.

Przykre, że tak doby film jest nie doceniony. Ale tak to bywa.

ocenił(a) film na 6
brava

Metafizykę przede wszystkim można było odczuć w większość scen między Huppert i Marchandem, gdzie od tego drugiego bije takie subtelne wyciszenie i zamyślenie będące zupełnym kontrastem dla dzikiego, chaotycznego i nieokrzesanego Depardieu. Zakładam, że Pialat z premedytacją zestawił tego bezrobotnego żigolaka z nizin społecznych z człowiekiem ustatkowanym, spokojnym, ale zamyślonym, czego Depardieu mógł dopiero doświadczyć w końcowych scenach, gdy zrozumiał co stracił. Nie jest to metafizyka pokroju Kieślowskiego, ale scena w kawiarni, wyrzucanie ciuchów Huppert, czy późniejszy telefon o 17, gra na saksofonie, rozmowa o wieży stereo oraz chwilowy powrót Huppert miały w sobie pierwiastek tego retrospektywnego myślenia o czymś więcej niż miłość, czy nocne igraszki z Lulu.

ocenił(a) film na 6
brava

Realizm to nie jest wyłącznie cecha tych dwóch reżyserów w kinie francuskim. Jeśli spojrzymy na ostatnie 20 lat to najlepsze francuskie filmy tj. "Prorok", "Klasa", czy "Nienawiść" charakteryzowały się dużą dozą realizmu, którego próżno było szukać nawet w europejskim kinie.

uxs

To co określasz metafizyką wcale nią nie było (przynajmniej to co opisujesz). To jest poezja, francuskie kino jest zbudowane na dwóch fundamentach realizmie i liryzmie. Obydwa męskie światy są na równi poetyckie, choć na dwa odmienne sposoby. Świat Guya Marchanda jest intelektualny, ale też snobistyczny (to jak proponuje, żeby Huppert puszczała kochankowi muzykę klasyczną), ale przy tym w całym smutku porzucenia przez kobietę jest poezja. Lulu za to jest jak z wierszy Rimbauda, Baudelairea, Verlainea, niby na dnie ale szczęśliwy, pełen życia. Takie opiewanie życia na jego marginesach.

Całkiem inaczej odbieram też postać Guya Marchanda, gdy go poznajemy to zazdrosny mąż, później agresywny przez porzucenie (rzuca żoną jak szmacianą lalką), ale to kulturalny człowiek, potrafi się powstrzymać. Publicznie rozmawia spokojnie z żoną, jej kochankiem, ale gdy jest już sam na sam w samochodzie bez pardon zaczyna ją dusić. On nie jest opanowany, szarpią go sprzeczne emocje, chcę i nie chcę powrotu żony. Za to Lulu jest panem świata, czyli swoje ulicy, kawiarni, kilku kompanów. Nic nie robi na nim wrażenia, zawszę jest opanowany, niemal zimny, zdrada kochanki - nie, ktoś dźgnął go nożem - tylko się uśmiecha. Dopiero to co bez porozumienia na końcu zrobi kochanka jest pierwszym prawdziwym kopniakiem od życia. Nie rozumie tego, idzie nawet na spytki do byłego jej męża.

Ciekawe, że obywaj mężczyźni nie całkiem rozumieją postać Huppert. Dla męża pozostaje zagadką dlaczego go porzuciła dla Lulu, a dla drugiego dlaczego zrobiła to co na końcu. Masz racje z tą jej tajemniczością.

"Klasa" to bardzo dobry przykład, "Nienawiść" trochę mniej bo to bardzo efekciarki film. W "Lulu" jest to bardzo subtelne, gdy widzimy tego kumpla który wyszedł z więzienia, to widź musi dostrzec, że tamten ma jedną rękę bezwładną, trzyma ja wciąż w kieszeni kurtki lub ją przesuwa. Taki drobiazg ale świadczy o klasie reżysera, który nie podaje wszystkiego widzowi na tacy.

ocenił(a) film na 6
brava

Humanistą nie jestem, ale tak odebrałem postać Andre, który mimo kilku scen nie dał po sobie za bardzo poznać tego, że strata żony na rzecz kochanka wywarła na nim jakieś ogromne piętno i zachowywał się przez większość czasu tak jakby delektował się w ciszy każdą chwilą, a szczególnie chwilami, gdy znów mógł spotkać się z Huppert. Dla mnie nie było to konwencjonalne zachowanie, a na pewno nie zachowanie typowe dla porzuconego mężczyzny w średnim wieku, dlatego odebrałem to jako metafizykę.

Co do ręki kumpla to raczej nie trudno było to zauważyć skoro już w pierwszej scenie podał lewą rękę na przywitanie, a później m.in. tą ręką jadł, a drugą trzymał bezwładnie.

uxs

Dla mnie postać Andre istniała tylko w kontekście żony, na początku przez zazdrość, później próby jej odzyskania (najpierw siłą, a następnie przez namowę, czyli wyjazd, wyście do muzeum), on nawet śpi w brudnej pościeli, aby czuć jej zapach. Dla mnie to granie to nie było delektowanie się czymkolwiek, on zagłuszał samotność, porzucenie. Dopiero gdy każe żonie się wynosić z firmy ucina ten związek i kończy się jego obecność na ekranie (oprócz krótkiej sceny pod koniec z Lulu).

Pisałem o ręce, bo w typowym klasycznym kinie, było by zbliżenie na bezwładną rękę i wspomniono by o tym choć raz w dialogach. Tu jest to zignorowane, widź sam musi oglądać uważnie (ty jak widzę byłeś, choć nie każdy taki jest).

ocenił(a) film na 9
uxs

U Pialata tzw realizm nazywał się po prostu brakiem większych funduszy na film, on zawsze chciał robić filmy bardziej "monumentalne" i lepiej ustrukturalnione. Tak między Bogiem a prawdą, głęboko w dupie miał ( i słusznie) kwestie nazewnictwa czy przynależności do konkretnego gatunku. To tylko zasłony dymne. A "Lulu" rewelacyjny

ocenił(a) film na 7
Bezsenny84

Nie jestem w stanie przypomnieć sobie tytułu książki ani autora, ale ponad wszelką wątpliwość jest tam informacja, że Pialat przy "Lulu" dysponował przyzwoitym budżetem, wreszcie.
Dalej, co rozumiesz pod określeniem <...lepiej ustrukturalnione...>? Czy jego filmy mają bardziej przestrzegać stylistycznych atrybutów gatunkowych, czy wręcz przeciwnie?
Oglądając "Lulu" nie dostrzegłem żadnej metafizyki, a mam dość niski próg wytrzymałości na taką ,,barwę" w kinie.
Ten Andre to bufon, któremu zazdrość odbiera zdrowy rozsądek i przepraszam za określenie, godność faceta. Ktoś kto pozuje na wyrafinowanego intelektualistę, nie zawaha się okładać żony w samochodzie, gorzej, on ją w pewnym momencie dusi.Kiedy proponuje Nelly wizytę w muzeum to wyłazi z niego drobnomieszczański cynizm, bo przecież wie, iż nowy partner tego rodzaju rozrywki jej nie zaproponuje...
Za to, mam przeświadczenie o równoważnej istotności jego postaci w filmie wobec Nelly i samego Loulou.Ta historia nie byłaby, myślę, tak intrygująca gdyby Pialat przesunął ją do tła.
Niejednoznaczna Nelly, bo w końcu, ja widz, nie wiem czy jej wybór to: potrzeba doznania czegoś nowego czy tylko ucieczka przed nijakością męża.
Wreszcie sam Loulou, barwny ptak, któremu odpowiedzialność tak za kogoś jaki siebie ciąży niepomiernie. Ktoś kto raczej bez skrupułów weźmie udział w przestępstwie.
Moje trzecie spotkanie z twórczością Pialata, drugie przynoszące satysfakcję z seansu rozbudziło apetyt na poznanie pozostałych dokonań reżysera. Osobliwie, chętnie identyfikując się z określeniem <kinomaniak> twórczość Pialata mam aż tak nie rozpoznaną.
Kilka miesięcy temu obejrzałem film z 2011 "Miłość i blizny" w reżyserii Ye Lou, który opiera się na powierzchownie podobnym schemacie fabularnym, który jednak nie był dla mnie tak interesujący. Może właśnie zaciążyła nieobecność trzeciej postaci, jakkolwiek główną rolę męską zagrał, bez zarzutu, Tahar Rahim znany z wymienianego w tym wątku doskonałego "Proroka".
Good night,and good luck, esforty.
7/10

uxs

Depardieu nie pasował? Niby dlaczego?

Poza tym sorry, ale definiowanie go poprzez rolę Obelixa jest mało poważne.

ocenił(a) film na 7
voleon

I za to uwielbiam TVP Kulturę, emitują takie dobre filmy, których nigdzie nie można zobaczyć.

ocenił(a) film na 5
janko32

Z tym się akurat zgodzę, że tylko Kultura emituje perełki, których nigdzie nie można zobaczyć.

janko32

Aż dziwne, bo od pewnego czasu TVP potrafi spieprzyć właściwie wszystko.

ocenił(a) film na 7
jan_niezbedny0

To nie dotyczy TVP Kultury :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones