Są te filmy w jakimś sensie podobne. Bo oby dwie są biograficzne. Tylko w jednej jest
premier, a druga o światowej gwieździe.
Jeżeli miałabym za darmo wybrać na który film wybrać się do kina jeszcze raz to wybrałabym
żelazną damę.
Mój tydzień z Marilyn był taki nijaki, dla mnie bez emocji... taka sobie historyjka. Miałam
nadzieje że ten film będzie świetny, bo marilyn jest taka zagadkowa , ale gdy obejrzałam zmieniłam zdania.
Jest on średni.
Oczywiście nie był jakimś koszmarem, ale żelazna dama była po prostu lepsza....
To był wyjątkowy rok, jeśli chodzi o Oscary... Między innymi dlatego, że wśród nominowanych w 1 kategorii znalazły się 2 aktorki, jedna o reputacji najlepszej w historii, druga - wschodząca nadzieja kina, i obie zagrały 2 tak niepowtarzalne i niesamowite, autentyczne postacie... Marilyn pozostanie tak unikalna, że żadna aktorka nie zdoła jej zagrać... Co do Michelle - owszem, wizualnie nie do końca, nie pasował mi też jej głos do tej roli - ale co do gry aktorskiej nie mam zarzutu. Uważam, że wspaniale odtworzyła tę postać. A film - jedno z niewielu świadectw, które pokazuje MM, najsłynniejszą gwiazdę w historii kina, w taki sposób... Widzimy, że w Marilyn tkwi zagubiona nastolatka, marząca o zwyczajnym życiu, u boku kochającego mężczyzny ; Michelle Williams moim zdaniem doskonale zagrała emocje bohaterki. A co do filmu - osobiście uznam go za całkiem dobry w swoim gatunku.