Razi mnie w tym filmie wszystko i to razi w sposób - przyznaję - całkiem irracjonalny. Nie potrafię nawet pisać o tym obrazie bez emocji, odnosząc się wyłącznie do jego warstwy fabularnej, zamysłu reżyserskiego, gry aktorów etc. On mnie zwyczajnie drażni, denerwuje. Drażni mnie wszechobecny erotyzm, drażni kompletne w moim odczuciu niedopasowanie pary głównych bohaterów! Zdaję sobie sparwę, jak infantylnie to zabrzmi, ale... ona jest śliczna, a on obleśny! Patrząc na sceny erotyczne, robiło mi się po prostu niemiło! No i ten ich związek, oparty - tak jak to odczuwałam - wyłącznie na fascynacji erotycznej. Nie potrafię odnaleźć w sobie zrozumienia dla takiego związku, a tym bardziej współczucia dla głównej bohaterki, której pobudki są tak niedojrzałe, takie... głupie! Nie wiem, nie rozumiem jaki był zamysł reżysera, co chciał przekazać, co udowodnić. Jeśli piękno fizycznej miłości, wzajemnej erotycznej fascynacji - to wybrał najgorszą z możliwych drogę. Nie wiem też czy słowa bohaterki, które wypowiada w liście, że boi się, iż kiedyś jej mąż przestanie jej pragnąć i zostanie im tylko czułość, a ona nie wystarczy, miały być wyrazem przekonań reżysera czy wręcz przeciwnie - Leconte w ten brutalny sposób chciał ukazać irracjonalność takiej postawy. Jeśli to pierwsze - to ręce mi opadają, jeśli to drugie - zgadzam się, co zmienia faktu, że film kompletnie do mnie nie dotarł.
a czy nie jest po prostu tak, ze milosc jest irracjonalna i Leconte to wlasnie ukazal, a twoje rozdraznienie, a wiec jednak podejsce emocjonalne, moze byc posrednim dowodem ze mu sie udalo to przekazac wrecz wbrew tobie; czesciowo wiem co czujesz, bo ja w mikroskali mialem takie doznania jak ty na koncu; ale poza tym film mnie wciagnal, choc zdaje sobie sprawe, ze jest pewnie takim dzielem, ktore nie pozostawia obojetnym, a to juz duzo, o czym swiadczy obszernosc twojego posta i mojej odpowiedzi :) gratuluje obrony magisterki :)
Och, z pewnością miłość jest irracjonalna, tyle tylko że ja nie potrafię się między bohaterami dopatrzyć tej miłości. Tam nie ma miejsca na nic prócz notorycznego obściskiwania się, przy czym nie wyczuwam w tym żadnego magnetyzmu, żadnej prawdziwej fascynacji, a jedynie jakąś wynaturzoną postać potrzeby kontaktu fizycznego. Nie o to chodzi, że nie lubię scen erotycznych. Na przykład w "Czekając na wyrok" jedna ze scen była nader śmiała, a jednak wyczuwało się w niej pasję, ona była potrzebna, wiele mówiła w kontekście wzajemnych relacji dwóch osób. W "Mężu fryzjerki" jest tylko fizyczność, odarta z wszelkich podtekstów, nie bazująca na niczym, pusta. Dla mnie - tak jak pisałam -wręcz odrzucająca. Oczywiście też zdaję sobie sprawę, że moja emocjonalna reakcja to punkt dla Leconte. :) A za gratulacje dziękuję. :)
szanujac twoje zdanie i nie majac zadnych zamiarow co do przekonywania cie (sam tego nie lubie) sadze jednak inaczej; czysta fizycznosc to byla np. w "Intymnosci" Chereau, a wrecz fizfjologiczna w "Pianistce" Haneke (co nie znaczy bynajmnie, ze te filmy mi nie odpowiadaja); milosc nie tylko jest irracjonalna, ale ma takze rozne oblicza, czasami tez takie fiksacyjne, aberracyjne, skrzywione, co nie znaczy, ze gorsze; po prostu inne; i mysle, ze Laconte'owi udalo sie ta innosc w sposob przekonujacy zaprezentowac, oddac swoistosc tego stanu, ktorego nie mozna odnosic i porownywac z innymi, a raczej oceniac przez pryzmat tej wlasnie swoistosci; oczywiscie taki stan moze nas np. obrzydzac, bulwersowac etc., ale to juz inna sprawa;
nie do konca zgadzam sie tez z ta fizycznoscia; owszem pelno tu podteksktow i kontekstow erotycznych, ale przeciez tak naprawde to do konca nie widac nawet fragmenciku nagiego ciala urodziwej skadinad bohaterki, nie mowiac juz o ukazaniu calego stosunku; wszystko na gestach, pelnych podziwu spojrzeniach, a czasami rowniez obmacywankach, ale ktoz z nas nie odczuwal czasami nieodpartego wplywu chemii; poza tym sporo bylo w tym jednak ironii - te jego tance, sytuacja z facetem, ktory dostaje w twarz, albo z czupurnym chlopcem, to wszystko powoduje, ze calosc gdzies tam jest ujeta w nawias; no i tu pojawia sie zakonczenie ktore wprawdzie mi nie odpowiada, ale ktore jednak na swoj sposob potwierdza swoistosc tego zwiazku; no bo czy piekna fryzjerka rzucilaby sie do wody gdyby chodzilo tylko o fizycznosc? Nie podoba mi sie to zakonczenie, ale, zwlaszcza z pewnego juz dystansu, widze w nim okreslona logike i konsekwencje; pozdrawiam :)
No, ja się zgodzę z założycielką wątku - ten film był dla mnie odpychający,(nie trzeba golizny, żeby tak było), poza tym cały czas miałam wrażenie, że to rojenie obleśnego dziada ;)
Serio, jest to dla mnie film przekombinowany, myślę, że reżyser chciał, żeby było "artystycznie", "europejsko" ale wyszło, jak dla mnie, pretensjonalnie.
Ciekawe, bo mnie zachwycił sposób pokazywania intymności, bliskości i więzi między dwojgiem ludzi. Antoine Rochforta jest męzczyzną idelanym: potrafi roładowac każda sytuację wygłupiając sie i tańcząc, jest bezgranicznie zapatrzony w swoja żone, wierny, czuły.
Film ma lekkość, delikatność, subtelność i błyskotliwość, jaką sa w stanie przekazac na taśmie filmowej chyba jedynie Europejczycy.
Koniec wzruszył mnie do łez...
Mysle, ze kluczem do lubienia, bądź nie tego filmu jest bagaż osobistych doświadczeń :)
A kwesia doboru Rochforta do roli Antoina jet bardzo symboliczna: wiadomo, ze kiedy spotyka Mathilde po raz pierwszy jest +/- w jej wieku, a grający go aktor 2x od niej starszy. Bo on widzi siebie jako człowieka podstarzałego, który z perspektywy czasu tylko historie opowiada. ta więc rzeczywsite sa dla niego jedynie wspomnienia z dzieciństa i smutna rzeczywsitstość - co z reszta podkresla fakt, że w 2 chyba moementach rozmawia z Mathilde jako 12-latek.
I ta arabska muzyka! Ach!
W ogóle bardzo fajna dyskusja tu sie toczyła te kilka lat temu. Widzę, że argumenty "za" i "przeciw" są naprawdę mocne. Dość kontrowersyjny film. Ja zgodzę się z założycielka tematu - ten film mnie również rozłościł, zdenerwował. Jak dla mnie związek pomiędzy bohaterami jest sztuczny. On zadaje jej pytanie: Czy wyjdziesz za mnie, a ona się zgadza. Nie rozumiem tego. Próbuje to interpretować i nie wiem czemu ma to słuzyć. Tylko fizyczność? Może, choc jak ktoś zauważył, że końcówka mówi - niekoniecznie. A więc kochała go czy może nie chciała być przestać kochana?
W tym co tu już zostało powiedziane w temacie, widzę w filmie sprzeczności. Np: Kiedy wybiegła na deszcz, zrobiła to po seksie. Tak jakby badała czy ją kocha za pomocą długosci wzwodu czy długosci stosunku, a zaraz pada zdanie, które mną wstrząsnęło: Nie warto mieć przyjaciół bo oznacza to szukanie towarzystwa, alternatywę dla miłości, inną drogę ujścia. Gdzie indziej: Samo uczucie nie wystarczy. Szczerze, dla mnie to już bełkot. Tym bardziej, że to są jawne sprzeczności i zaprzeczenia samemu sobie.
Lina_ Manni (jakkolwiek to się odmienia :) - podpisuję się pod Twoimi uwagami. Dorzuciłabym jeszcze uwagę na temat dość dziwnych scen tańca - naprawdę nie rozumiem jaki był ich cel. Z autorką wątku zgadzam się stuprocentowo.
"wynaturzoną postać potrzeby kontaktu fizycznego"? :D
Rewelacyjny film, swoją drogą.
Myślę, że reakcja Diany jest jak najbardziej prawidłowa. Miłość między bohaterami ma coś z perwersji. On musi (i w tym jest perwersja) "mieć" fryzjerkę, tak jak przy innych zboczeniach, ktoś MUSI używać takich czy innych sposobów, dla osiągnięcia satysfakcji. Czy naprawdę chodzi mu o Matyldę, czy o fryzjerkę?
Film pokazuje jak bardzo doświadczenia z dzieciństwa mogą kształtować przeżywanie seksualności i wieku dorosłym. strach pomyśleć o różnych nadużyciach wobec dzieci...
I jeszcze jedna rzecz mnie zastanawia. Czy ten facet nie ma nic do roboty? Czy jedynym jego życiowym powołaniem jest bycie mężem fryzjerki? Paranoja!
Film moim zdaniem świetny, bo pokazuje, jak obsesja kształtuje (zubaża) życie człowieka.
Mimo, że po wielu latach od ostatniego komentarza… I po wielu od kiedy widziałam ten film po raz pierwszy. Myślę, że Matylda bała się starości. On był dużo starszy. Ona nie raz zwracała uwagę na to, że ktoś się garbi, starzeje. W tym wszystkim gaśnie namiętność, wypala się. Ona nie chciała, aby jej związek gasł z racji upływu czasu. A może bała się też tego, że on pozna inną fryzjerkę i się nią zafascynuje, kiedy ona zacznie się starzeć? Czy miłość? Pasja. Erotyzm. Fascynacja. Jego obsesja. Ale czy miłość? A może to ona kochała jego, ale była na tyle niepewna, że nie wiedziała, czy on ją kocha jako osobę, a nie rzecz, która wykonuje taki, a nie inny zawód.