A ja namieszam trochę na tej liście, gdyż Little Nicky ubawił mnie niezmiernie :)
Ale to rzecz gustu (jak wszystko... ;) i w sumie rozumiem dlaczego tak się może niektórym nie podobać. Jednak zaręczam, że dowcip nie jest prymitywny, tylko prosty, jednakże wiele jest opartych na znajomości czysto amerykańskiej kultury masowej i komedii niezbyt wysokich lotów (w sumie z ostatniej dekady), np. Dan Marino proszący o zwycięstwo w Superbowl, nasyłanie pszczół na Winklera czy Schneider-farmer...poza tym co czwarty wymaga znajomości angielskiego, no i jeszcze trzeba lubić Sandlera. A mnie Sandler śmieszy, a napisów nie potrzebuję...
Tak więc - osobiście uważam, że to fantastyczna komedia, która żadnych granic nie przekracza, jedynie się o nie ocierając (Hitler i ananasy, czy zwymyślanie Valerie). Zaznaczam, że ani razu nikt nie pierdnął...a dowcipu słownego naprawdę wyskoich lotów jest tu sporo. Ja się czepiam tylko niewprawnej reżyserii i montażu oraz nieciekawej i mdłej muzyki (original score oczywiście, bo jak można mieć pretensje do Filter czy POD, albo nawet AC/DC...chociaż ci ostatni już powinni smażyć się w piekle ;)
Rzeczywiście piekielnie dobra komedia.