Może byłem jednym z niewielu, którzy zauważyli, że Tomowi lepiej (swobodniej) się grało Maxa zakutego w żelazny kaganiec i to przez pół filmu... Nie trudno było zauważyć, jak ten Max był znerwicowany. Wachlarz ekspresji tego aktora robi wrażenie. Później Tom prowadzi postać zupełnie inaczej, za to nie można mu odmówić talentu. Dziwnie jest go porównywać do kreacji Mela Gibsona, to inna wizja Maxa granego przez Toma. Dla Charlize brawa za wykreowanie tak zdeterminowanej postaci, oszpecona a nadal tak magnetyzująca.