Magia uczuć

The Fall
2006
7,6 11 tys. ocen
7,6 10 1 11018
6,9 9 krytyków
Magia uczuć
powrót do forum filmu Magia uczuć

Mam strasznie mieszane uczucia względem tego filmu. Wiele rzeczy przemawia w nim na plus - zdjęcia, plenery, scenografia, kostiumy, montaż a nawet aktorstwo. Tyle tylko, że brakuje mi w nim najważniejszego - duszy. Teoretycznie bowiem jest to doskonały mix, wszystkie składniki są w nim wymieszane w odpowiednich proporcjach, lecz sam sam drink jakoś nie smakuje. Jakby zabrakło pasji opowiadania historii. Ciągle odnosiłem wrażenie, że twórca chciał zrobić film wysmakowany wizualnie, artystyczny i do tego tak płytko-głęboki (wiecie: na zasadzie filmu z przesłaniem, ale nie jakimś wielce skomplikowanym, możliwym do poprawnego odczytania tylko przez elitę o wysokim kapitale kulturowym, ale takim prostym, życiowym, często nam w natłoku dnia codziennego uciekającym, a'la Hłasko czy łatewer), ale tak zachłysnął się jego produkcją, że zgubił gdzieś serce i pasję do tej roboty, oddając widzowi ładną bo ładną ale jednak pustą wydmuszkę. Odnosząc się do polskiego tytułu - zbyt dużo w tym filmie magii kina a zbyt mało uczucia do kina (za wyjątkiem ostatniej sceny, w której ono się pojawia i nawet kipi na lewo i prawo, z tym że dla mnie nie rekompensuje jego braku przez wcześniejsze 100 minut).
Podejrzewam że filmowi wyszło na złe właśnie to, że był tak długo kręcony i nastąpiło jakieś zmęczenie materiału. Przypomina mi to trochę sytuację Gilliama, który w pewnym momencie zrezygnował z kręcenia opowieści o Don Kichocie właśnie z tego względu, że ciężko mu to szło i stracił pasję. Odnoszę wrażenie - choć oczywiście mogę się mylić - że Singh miał to samo, lecz postanowił dokończyć film.

Mimo wszystko film polecam, bo zły nie jest ;) No ale to bardziej na zasadzie tej zasadzie, żeby obejrzeć i pomyśleć sobie jak mógł on wyglądać i jak - w pewnym stopniu - zmarnowano jego potencjał.


Swoją drogą nachodzi mnie tu drobna refleksja natury kulturoznawczej. Zastanawia mnie na ile pewien wątek pojawia się tu wykorzystany przez reżysera świadomie. Chodzi mianowicie o stworzenie historii na zasadzie kulturowego miszmaszu. I zdaję sobie sprawę z tego, że obecnie co trzeci film określa się mianem postmodernistycznego i jest to już nudne, niesmaczne a czasem nawet żenujące, ale w tym przypadku coś naprawdę może być na rzeczy. Historia opowiadana przez bohatera jest bowiem taką postmodernistyczną mieszanką konwencji, połączeniem ze sobą rozmaitych postaci archetypicznych, zlepkiem dziesiątek pomysłów istniejących już wcześniej w kulturze (zwłaszcza masowej) bez troski o koherencję (czy raczej z pogardą dla niej)... tworem któremu bliżej do synkretyzmu niż eklektyzmu. Film wydaje mi się manifestem tego co - w odniesieniu do czerpania przez twórców przynależących do jednej kultury elementów z innych kultur - Hannerz nazywał kulturową amalgamacją, czyli tworzeniem czegoś można by powiedzieć "odkulturowionego", nie przynależącego do żadnej konkretnej kultury. Pod tym względem - nawet jeśli nie był to zabieg świadomy i manifest jakiś artystycznych przekonań - film był naprawdę świetny.


PodsumowującL 6/10 czyli taka szkolna czwóreczka.
Czyli mówiąc inaczej: dosyć dobry, ale bez rewelacji .

ocenił(a) film na 8

Mam podobne odczucia.
Wszystko jest na miejscu, powinno sie lepic, ale jakos nie trzyma sie kupy..

Bylo wiele scen, w korych sie zakochalam i wiele swietnych pomyslow ktore rozjasnily dla mnie ten film.
Jak fakt ze dziewczynka wyobraza sobie hindusa zamiast indianina i tego typu sytuacje (labyrinth of despair),
scena o pomaranczach i skrzyzowane palce itp.
Piekna sekwencja poczatkowa i koncowa.

nie wiem co sie stalo ze calosc nie zapiera tchu. Zastanawiam sie czy to moze dlatego ze bohaterowie choc
swietnie zagrani sa jednak jak postacie wyciete z kartonu. Plaskie. nie interesuje ich losem na tyle by nie
odejsc od ekranu. Prawdopodobnie dlatego, ze nie wiadomo o nich nic poza podstawowymi informacjami. a
ich motywacje sa podane w sposob, ktory nie wzbudza emocji.

co do drugiej czesci wypowiedzi - wydaje mi sie ze to zdecydowanie zabieg zamierzony. ta historia byla jak
dla mnie opowiedziana po to by oddac hold opowiadaniu historii :)

użytkownik usunięty
Rahead

Myślę, że charakter bohaterów historii można tłumaczyć podejściem jakie ma do nich sam kaskader historię opowiadających. Są oni przecież narzędziami w jego rękach służących tylko jednemu celowi (zdobyciu pigułek), tak więc traktuje ich przedmiotowo - są potrzebni do wykonania pewnej czynności umożliwiającej dotarcie do finału (wysadzenie przeciwników, zapobieżenie dalszemu pościgowi itp). Dlatego też sam opowiadacz niespecjalnie interesuje się ich przeszłością, charakterem itp.

Z drugiej strony, czyż nie jest to odwołanie do pewnych klasycznych wzorców opowiadania epickiej historii? Pogłębiona psychologia czy informacja o backgroundzie postaci to wymysł stosunkowo niedawny (z góry zaznaczam, że dokonuje sporego uproszczenia skrótem myślowym zwanego). Drzewiej bywało tak, że wystarczyły szczątkowe informacje o postaci uzyskiwane przez słuchacza, który odwoływał się do pewnego zbioru konwencji stanowiących charakterystykę bohatera. Stąd też choćby i murzyn w tym filmie: były niewolnik pragnący zemsty - jakież to proste... każdy "wie o co chodzi", w końcu były już takich setki. Podobnie główny bohater historii - iście archetypiczna postać rozbójnika o gołębim sercu (ten wątek ulega podkreśleniu choćby wtedy gdy przestaje on być dla dziewczynki "piratem" a zaczyna być "rozbójnikiem" - pozostaje on identyczny jak przedtem, zmienia się tylko etykietka).

No chyba że to wszystko nie było zamierzone :)